środa, 29 lutego 2012

Szybki przegląd prasy

Przy okazji małych zakupów zajrzałam na dział z prasą. Widziałam, że w Cosmo są kosmetyki Clarins, ale że ani gazeta ani ta firma do mnie nie przemawiają to sobie odpuściłam. Za to zwróciłam uwagę na Marie Claire. W tym miesiącu dołączono gratis w postaci kremu Neal's Yard Remedies. Pierwszy raz spotykam się z tą firmą, ale skład kosmetyku skutecznie zachęcił mnie do kupna.
Pojemność kremu to aż 45ml. Nie zawiera olei mineralnych, silikonów, parabenów oraz syntetycznych zapachów.
Jakoś tak odruchowo powąchałam tubkę i... nawet ona pachnie różami:D
Zobaczymy czy da radę przywrócić balans mojej skóry;)

niedziela, 26 lutego 2012

Przy niedzieli o sobocie

Wczoraj wstałam wcześniej, tak jak lubię, później małe, ale udane zakupy, niezbyt wymagający projekt, a wieczorową porą Guinness w dobrym towarzystwie. Co prawda nie ruszyłam materiału, który miałam zamiar przerobić, ani książki, którą aktualnie czytam, ale w końcu niech niedziela sie na coś przyda;)

Od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem kupienia sobie pędzli EcoTools, a konkretnie dobrze znanego 5 - częściowego zestawu. Kupiłam w końcu i to za połowę ceny, jedyne £10 (tk maxx) :D

Oczywiście zahaczyliśmy o Primarka. Miałam zamiar kupić jeansy, a wyszło inaczej, czyli dwie bluzki, podkoszulka i leginsy.

Superdrug też był po drodze. Błyszczyk, którego skład jest okropny, ale ten kolor... Jeżeli znajdę błyszczyk z lepszym składem, w tym samym kolorze to napewno kupię.
Cudowny, a na ustach prezentuje się jeszcze lepiej. Lekka marchewka, ze złotymi drobinkami, które widać tylko w opakowaniu.

Dodaktowo na ostatnim zdjęciu możecie zobaczyć jaka pogoda gości dziś u mnie od rana;) Może spacer..?

piątek, 24 lutego 2012

O co Ci chodzi z tą parafiną?

Na wstępie mówię, jeśli wchodząc na tego posta pomyślicie sobie „ O Booooże kolejna nawiedzona, która trąbi o parafinie” to mimo wszystko dotrwajcie do końca! Mam nadzieję, że warto:D
Jestem uczulona na parafinę. Co prawda nie w dokładnym tego słowa znaczeniu. Moje „uczulenie” objawia się między innymi tzw. telepaniem się ze złości i obrzydzenia oraz strachu na sam widok jej nazwy w składach kosmetyków. Czasem jestem aż nudna w powtarzaniu, że nie chcę mieć z nią do czynienia i gdzie ją znowu znalazłam (z tego miejsca Kochani wybaczcie mi moje zboczenie). Czy mój stosunek do niej jest adekwatny? Czy może wam się wydaje, że przesadzam? Czytajcie dalej.

Parafina, myślę, że wszystkim znana to nic innego jak mieszanina stałych węglowodorów nasyconych otrzymywana z ropy naftowej, po oddestylowaniu olejów smarowych, ze smoły węgla brunatnego lub smoły łupkowej, z torfu lub syntetycznie (w syntezie paliw ciekłych z tlenku węgla i wodoru). Parafina jest białą, przezroczystą masą o temperaturze topnienia 42-72°C, bez zapachu i smaku, odporną na działanie kwasów i zasad, rozpuszczalną w benzenie, benzynie, chloroformie i wielu innych rozpuszczalnikach organicznych. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział;)
Stosuje się ją do wyrobu świec, do nasączania zapałek, woskowania papieru, do apreturowania tkanin, do ochrony szkła i przedmiotów metalowych narażonych na działanie kwasów, do produkcji kwasów tłuszczowych oraz w końcu do wyrobu sztucznej wazeliny i kremów, a wysoko oczyszczona wazelina ma zastosowanie w medycynie. Nie wiem jak wam, ale mnie już tyle informacji wystarczy aby jej unikać.

Parafinę w kosmetykach najczęściej znajdziemy pod nazwami tj: Mineral oil, Petrolatum, Paraffin Oil, Paraffinum liquidum.
Paraffinum Liguidum jest substancją mało reaktywną chemicznie, silnie hydrofobową, znajduje się pod tym względem w grupie z siarką, rtęcią i talkiem (hydrofobowość to skłonność cząsteczek chemicznych do odpychania od siebie cząsteczek wody, aby sobie to uzmysłowić wyobraźmy sobie kroplę rosy na liściu).

Wiem, że jest wiele zwolenniczek i zwolenników parafiny w kosmetykach, bo ma ona służyć ochronie skóry czy włosów (dzięki filmowi, który na nich pozostawia) przed szkodliwymi czynnikami środowskowymi oraz pomóc w zapobieganiu nadmiernego odparowywania wody.
No i podobno zmniejsza kruchość kosmetyku oraz nie jęłczeje, a więc jest bardzo korzystnym składnikiem dla przemysłu kosmetycznego.

Ładnie to wygląda nawet, ale gdyby tak się przyjrzeć z bliska... Parafina, o czym nie można absolutnie zapomnieć jest przede wszystkim SUBSTANCJĄ KOMEDOGENNĄ!!! Czyli ładnie zapycha nam pory i uniemożliwia wydostanie się sebum. Dzięki niej mamy więcej przyjaciół na twarzy, jupi! Mimo iż jest to surowiec naturalny, organizm nie potrafi go rozłożyć na przyswajalne czynniki oraz wydalić, a dla naszej skóry pozostaje on ciałem obcym. Parafina, którą połykamy np. razem ze szminką, odkłada się w naszej wątrobie, nerkach czy węzłach chłonnych. Jak już wspominałam wcześniej parafina tworzy nieprzepuszczalną dla gazów i wody warstwę, co oznacza, że nie przepuszcza również tlenu i powietrza (oddychanie skóry jest zablokowane) oraz potu! Jako, że pot ma działanie chłodzące dla naszej skóry, pod parafiną skórą jest rozgrzana i wydziela coraz więcej potu, który nie może się wydostać, wszystkie więc wydzieliny siedzą sobie na skórze.  
Weźmy również pod analizę właściwości nawilżające parafiny. Warstwa parafiny, która tworzy się poprzez stosowanie jej w kosmetykach jest tak naprawdę trudna do zmycia. Normalne mycie zmywa ją tylko częściowo, a co za tym idzie, powstają dziury w warstwie i cała wilgotność skóry ulatnia się przez nie. No i pozostaje nam sucha, odwodniona tkanka. Dłuższe stosowanie kremu z parafiną powoduje przesuszenie i szybsze starzenie się skóry, które zobaczymy dopiero po zaprzestaniu korzystania z tego typu kosmetyków oraz dokładnym oczyszczeniu skóry z warstwy parafiny.
Dlatego argument, „bo wiesz na mnie parafina to wcale tak źle nie działa” nie jest dla mnie argumentem i dla jej zwolenników też nie powinien być.
Moja skóra twarzy dochodzi do siebie po parafinie. Kiedy pozbyłam się jej z kremów i podkładów i myślałam generalnie, że już jest fajnie, to dalej coś moją skórę gnębiło i niedawało zaskórnikowego spokoju. No i masz babo! Znalazłam ją w pudrze MaxFactor Creme Puff- znanym i generalnie lubianym (przeze mnie też, do czasu kiedy znalazłam tego dziada w składzie).
Nie myślcie jednak, że tak zbzikowana na tym punkcie byłam od dziecka. Moja przygoda z paraffinum liguidum zaczęła się od Peelingu Enzymatycznego Lirene (różowe opakowanie), gdzie znalazła się na jednym z pierwszych miejsc składu. Kupując ten kosmetyk i jeszcze krem (tej samej firmy) myślałam, że porządnie oczyszcze twarz (podkreślam, że nie miałam wtedy problemów z zaskórnikami/ wągrami jak kto woli), a zamiast tego stan się pogorszył. I choć miało to miejsce dobre półtorej roku temu, to do dziś zmagam się z tym problemem (już jest lepiej oczywiście). Nawet czyszczenie mechaniczne (brrrr I hate it!) u kosmetyczki na niewiele się zdało...
I tak zaczęłam czytać, szperać i teraz już nie ma opcji, że kupuję kosmetyk bez uprzedniego przeczytania składu.
Parfinę znajdziemy np. w kremie Bambino, którego sama stosowałam bardzo długo, zwłaszcza w okresie zimy (cera naczynkowa wymaga dodatkowej ochrony jak wiadomo). W kosmetykach, które rzekomo mają nam pomagać zwalczać zaskórniki (spotkałam się z tym zjawiskiem przeglądając kosmetyki m.in. Under Twenty). Kosmetyki z wyższej półki też zawierają tą substancję, więc trzeba być czujnym. Jak widać, firmy kosmetyczne nie dbają zawsze o dobro klienta i stosują to co im odpowiada, a że parafina jest tania, to mamy odpowiedź. Przykre...

Aby uzupełnić wpis podam jeszcze inne substancje ropopochodne, które zachowują się podobnie do parafiny.
W międzynarodowej nomenklaturze INCI to:

Parafina: Paraffinum Liquidum, Paraffin, Synthetic Wax, Isoparaffin
Olej mineralny czyli mieszanina ciekłych węglowodorów:
Mineral Oil
Wazelina - maziste ciało stałe. Jest to jeden z produktów destylacji ropy naftowej, mieszanina weglowodorów tzw. parafinowych (alkanów): Vaseline, Petrolatum
Cerezyna czyli rafinowany wosk ziemny: Ceresin
Węglowodory alifatyczne: Isododecane, Isobutane, Isohexadecane
Ozokeryt to wosk ziemny czyli kopalny mineral bedacy mieszanina stałych i ciekłych wielkocząsteczkowych weglowodorów, głównie n- i izoparafinowych: Ozokerite
Gazy używane w aerozolach, powstałe w procesie rafinacji oleju mineralnego: Isopropane, Isobutane
Wosk parafinowy: Cera Microcristallina

Mam nadzieję, że komuś przyda się ten post i może wpłynie na kogoś pozytywnie, zmieni punkt widzenia i podejście do parafiny w kosmetykach.

Te strony pomogły mi zebrać moje myśli i wiedzę:





piątek, 17 lutego 2012

Wpadki ostatnich miesięcy...

Robiłam dzisiaj małe porządki, a raczej ogarniałam wszystkie zalegające kosmetyki i ich opakowania. I tak powstał przegląd produktów, które okazały się być gorsze niż przypuszczalam..

1) The Body Shop
Zacznę od tej bardziej popularnej, na tle pozostałych kosmetyków, marki. Już wcześniej pisałam o podobnym duecie TUtaj. No cóż i tym razem było podobnie. Żel pod prysznic Shea. Cieszyłam się, że ma kremową konsystencję, bo lubię tego typu produkty. Niestety chemiczny zapach wpłynął na negatywną ocenę produktu. Poza tym słabo się pieni, co wpływa na jego niską wydajność i czasami odczuwałam swędzenie skóry po jego użyciu. Choć jest ciut lepszy niż oliwkowy to i tak za taką cenę spodziewałam się czegość lepszego.


Drugi produkt to masło do ciała. Na początku zachwycałam się zapachem, teraz na samą myśl o nim mnie naciąga.. Strasznie chemiczny i intensywny bleh... Działanie całkiem, całkiem, a nawet powiem, że dobre.


Konsystencja bardziej zbita niż masła kakaowego. Też nie jest jakość mega wydajne..

2)  Superdrug. Tutaj się trochę usprawiedliwiam - kupiłam te kosmetyki, bo potrzebowała czegoś na gwałt, a paczka z moimi kosmetykami szła do mnie za długo. Nie chciałam wydawać dużo pieniędzy więc zdecydowałam się na te cudaki. Jednym słowem MASAKRA. Krem pod oczy z witaminą E, fajnie brzmi. Wiem, że krem jest na dzień, ale ja używałam, a raczej użyłam kilka razy na noc. Krem jest tępy, trzeba go wsamorywać i wsmarowywać... końca nie widać... Dodatkowo ma w sobie jakieś złote drobinki, których nie widać na pierwszy rzut oka. Dopiero na drugi i efekt jest trochę hmm śmieszny. A dodatkowo wysuszył mi okolice oczu, więc porażka totalna.





Kolejny super kosmetyk to krem na noc z tej samej serii. Lepiej się rozsmarowywuje niż ten pod oczy, ale działa też nie za dobrze - po aplikacji skóra mnie piekła i była lekko zapchana.

3) Boots. Żel do demakijażu. Kupiłam z tych samych powodów co kosmetyki powyżej. Makijaż zmywa no, nie tak najgorzej, tzn. w ogóle go rusza. A jak dostanie się do oka to, no cóż, "nie próbujcie tego w domu".


4) Tea Tree Intensive Spot Cream. Tani kosmetyk, kupiony pod wpływem chwili, z ciekawości czy coś może zdziałać. No i dokładnie, on robi "coś", ale to "coś" to za mało w walce z pryszczolami, więc odpada.


I to by było narazie na tyle. Pokazuję swoje błędy, których już mam nadzieję nie powtórzę i nie sięgnę po tego typu kosmetyki. Choć czasami zdarzają się wśród nich perełki, to te powyżej napewno się do nich nie zaliczają.



piątek, 10 lutego 2012

A już przestałam wierzyć...

Zima! Pojawiła się (chciałabym powiedzieć, że wreszcie, ale nie powiem). Tydzień temu w sobotę niewinnie zaczął prószyć śnieg... Tak niewinnie, że około godziny 2 w nocy, wracając z klubu musieliśmy połowę drogi pchać samochód. Nie było aż tak tragicznie na drogach, ale z letnimi oponami w takich warunkach jak widać, daleko nie zajedziesz;)
Poza tym cały tydzień nie padało, a wczoraj wieczorem znowu przypruszyło.
Dzisiaj obudziłam się wcześniej niż zwykle.. Wszędzie biało..czysto..I ciepłe promienie słońca. Uwielbiam takie poranki..


Tak ciepłe były te promienie, że śniegu już praktycznie zostało niewiele. Ale jeden taki poranek wystarczy.

A wieczory, nadał jeszcze za długie, spędzam o tak:
Języki obce nigdy nie były moją mocną stroną, ale hej! Nie zawsze musi tak być. W końcu wyjechałam, żeby poznać bliżej kulturę i język Anglii. W tym roku mam okazję przystąpić do egzaminu FCE i się nad tym bardzo zastanawiam.. Nie dlatego żeby mieć papier.. Dla siebie - udowodnić sobie, że jak chcę to potrafię. Poza tym języka i  języków nigdy za wiele;)
Dorwałam ostatnio mega przekąskę. Strasznie polecam, może niekoniecznie z tej firmy, ale inną mieszankę japońską.


Jeszcze tylko kilka chwil i przygotowanie obiadu.. I weekend przy książkach. Jak się ma czas to naprawdę zaczyna się tęsknić za nauką i przyswajaniem wiedzy;)

wtorek, 7 lutego 2012

Nigdy nie jest za późno

Od kilku miesięcy nie ogarniam tego, co się dzieje z moją skórą.. Zawsze była sucha, były jakieś wypryski i krostki. Po tym jak zapchał mnie peeling enzymatyczny Lirene dopadły mnie także wągry. Jakoś to znosiłam i walczyłam. Ale teraz, no już momentami brak mi sił. Mam mocne postanowienie przestawić się na produkty naturalne i mineralne. I dzisiaj właśnie przyszła do mnie paczuszka z... LUCY MINERALS ;) Z tego miejsca dziękuję bardzo jeszcze raz Cammie (No to pieknie!) za poradę;)
Zamówiłam sobie jak narazie 3 próbki podkładów i dostałam gratis w postaci próbki cienia do powiek.

Wybrałam te trzy kolory. Zobaczymy jak będą wyglądać na skórze. Mają kremową konsystencję co bardzo mnie cieszy i moją skórę też powinno.
Te pudełeczka totalnie mnie urzekły:) sa takie maleńkie.

No i cień. Co prawda w różach nie gustuję, ale ten jest delikatny i ładnie rozświetla, więc znajdę dla niego zastosowanie.

Wszystko ładnie, pieknie się zapowiada. Problem pojawia się w kwestii aplikacji. Nie wiem na jaki pędzel do podkładu się zdecydować... Macie jakies typy, które mogłybyście polecić?

poniedziałek, 6 lutego 2012

Wyniki rozdania!:)

Rozdanie zamknięte.
Nadszedł dzień i godzina ogłoszenia wyników! Dziękuję dziewczyny za zgłoszenia i miłe słowa pod adresem kartek;) Do dzieła!

Wasze losy w moich rękach.


A wygrały:

Gratuluję!;) Za chwilę wyślę do dziewczyn maile, a pozostałym życzę szczęścia następnym razem:)

niedziela, 5 lutego 2012

The Iron Lady

Tydzień temu w sobotę wybraliśmy się do kina. Padło na film biograficzny o Margaret Thatcher.
Film mnie zaskoczył, dość pozytywnie. Jest dobrze zrobiony, a Meryl Streep była poprostu rewelacyjna (ciągle chodziła mi po głowie jej kreacja z filmu "Mamma Mia" brrr, strasznie mi się nie podobał ten film). Nie będę zdradzać szczegółów;) Przed wybraniem się na ten film, co zresztą serdecznie polecam, warto zagłębić się i poczytać o życiu i działalności Margaret.

Wyczytałam jednak, że wyniknęły w związku z tym filmem pewne problemy...Rodzina Margaret nie pojawiła się na premierze filmu. Powodem miał być fakt, że rodzina nie zgadza się z obrazem przedstawionym w filmie. 
Sama reżyserka mówi, że postać filmowa nie jest dokładnym odwzorowaniem Margaret... 


Choć film strasznie mi się podobał to mam jednak mieszane uczucia co do zaistniałych sytuacji i do  tego jak została przedstawiona główna bohaterka..

Premiera już 10 lutego w Polsce. Naprawdę warto wybrać się na niego do kina.
Zobaczcie, oceńcie i dajcie znać co o nim myślicie:)

Nie zapomnijcie o rozdaniu Walentynkowym! Zapraszam do zgłaszania się, czasu zostało niewiele!;)