Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 24 września 2012

50 odcieni... nudy

Ktoś kojarzy nawiązanie tytułu posta do tytułu pewnej książki? Jestem pewna, że nie jedna z was. A to za sprawą sporego zainteresowania ze strony mediów i nagłośnienia tej pozycji gdzie się da. Nie ma się co dziwić, w końcu książka stała się światowym bestsellerem (40 milionów sprzedanych egzemplarzy). Mimo, iż to już ponad rok temu książka miała swoją premierę, ja sięgnęłam po nią kilka tygodni temu. Jeszcze przed wakacjami zastanwiałam się: wtf? O co chodzi? Wszędzie, gdzie się nie obróciłam widziałam tą okładkę - wystawy księgarń, billboardy na stacjach kolejowych, nawet w telewizji zobaczyłam dokument, gdzie pisarze wypowiadali się na temat tej książki. Z tego właśnie filmu dowiedziałam się, że książka jest kontrowersyjna i... zapragnęłam ją przeczytać.

Tak więc podekscytowana zaczęłam czytać. Bez wypieków na twarzy i bez popijania zimnej wody co chwilę. Z każdą kolejną stroną książka zaczęła mnie nurzyć. Może początek jest i w porządku - no w końcu akcja się rozwija i tak jest przez połowę książki jeśli dobrze pamiętam. Później jest już tylko gorzej. Książka jest do granic przewidywalna i w pewnym momencie nawet te perwersyjne sceny zaczynają Cię poprostu nudzić. Wszystko jest do siebie w jakiś tam sposób podobne i jeśli trafisz na słowa, że główna bohaterka przygryza wargę to możesz za chwilę spodziewać się sceny ostrego stosunku. A nie, przepraszam, ostrego 'pieprzenia', gdyż Pan Grey tylko taki typ zbliżenia z kobietą toleruje. Zresztą niech sobie robi co uważa, każdy lubi coś innego. I rozumiem, że takie opisy mogą rozbudzić seksualnie nie jedną kobietę, ale cały efekt moim zdaniem zeputy jest przez styl pisania pani James. Wiem, już to, czego nie wiedziałam przed rozpoczęciem czytania, a co wywnioskowałam w trakcie, że autorka czerpała inspirację z sagi "Zmierzch". Przyznam, że czytałam pierwszą część i podobała mi się fabuła, ale tak samo, styl i główna bohaterka do bani. Ciagłe wzdychanie i podniecanie się tak cudownym facetem, jakim jest Grey. Aż mnie trzepie.
I cały czas na coś czekałam. No nie wiem, nie potrafię tego opisać. Myślałam, że wydarzy się naprawdę coś ciekawego.
Pod koniec miałam już wielkie opory, żeby w ogóle odpalać tą książkę. Niestety nie lubię przerywać czytania w pewnym momencie i tylko dlatego doczytałam ją do końca.

Także jeśli jesteś fanką Belli i Edwarda i nie wstydzisz się czytać opisów scen perwersyjnych stosunków płciowych, przeczytaj, pewnie polubisz całą trylogię. Jeśli nie, ale jesteś ciekawa tak jak byłam ja, to przeczytaj choć fragment i wyrób sobie zdanie na jej temat.
To co napisałam to tylko i wyłącznie moja opinia. Nie chciałam urazić fanów książki, ani kogoś zbulwersować.

Powiedzcie co o niej sądzicie? Czytałyście? Nie? A może zamierzacie?


niedziela, 27 listopada 2011

Niegrzeczna dziewczynka

Wieczory coraz dłuższe i ciemniejsze. Najlepszy czas na oddawanie się przyjemności czytania. O ile nie potrafię się pogodzić z długością dnia, o tyle książki zawsze ratują. 
Może dwa tygodnie temu przeczytałam kolejną książkę wspomnianego już wcześniej Llosa, mianowicie "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki".

Książka opowiada o wiecznym i głębokim uczuciu Grzecznego chłopca (Ricardo) do Niegrzecznej dziewczynki (zmieniała nazwiska w zależności od sytuacji w jakiej się akurat znalazła). On prosty, uczciwy i wielkoduszny, ona nastawiona na sławę i bogactwo, do których dążyła zresztą po trupach. Ona go zwodzi, on za nią tęskni.. Klimat książki jest niesamowity trzeba przyznać i cała historia zgrabnie opowiedziana. 
Irytowała mnie jednak postawa głównego bohatera, który został tyle razy wystawiony i zbluzgany przez swoją Wybrankę Serca, a mimo to wciąż do niej wracał.. Ale to tylko moje odczucia..
Polecam!

czwartek, 29 września 2011

Pochwała macochy

Skończyłam dzisiaj czytać książkę Vargasa Llosy "Pochwała macochy". Była to moja pierwsza książka tego autora. Na którymś z blogów ją ujrzałam (problem w tym, że nie pamiętam na którym) i mnie zaciekawiła.  
Książka porusza temat bardzo delikatny mianowicie współżycie dziecka ze swoją macochą. Język, którym posługuje się autor jest dość specyficzny. W kolejce mam jeszcze inne jego pozycje więc w niedługim czasie przekonam się czy wszystkie zachowane są w podobnym stylu. Powiem szczerze, że takiej akcji oraz motywów spodziewałam się w książke "Lolita" Nabokova. Byłam bardzo ciekawa tejże książki, a jednak po przeczytaniu czułam lekki niedosyt, poza tym książka trochę mnie nudziła. Natomiast "Pochwała macochy" od początku do końca trzyma w lekkim napięciu. Poza tym jest napisana zgrabnie- bez niepotrzebnych rozczulań jak w przypadku "Lolity". No taka moja opinia. Napewno warto przeczytać więc polecam.  
Jak widać okładka bardzo wymowna. Może ktos już czytał i ma coś więcej do powiedzenia na ten temat?

A teraz zabieram się za czytanie tegorocznego raportu Pontonu (klik) o edukacji seksualnej tym razem w domach. Jeżeli ktoś jest choć w jakimś stopniu zainteresowany kwestią edukacji seksualnej w Polsce to polecam zaprzyjaźnić się ze stroną tej organizacji. Wiem, że to odbiega od tematyki tego bloga, ale ta sprawa jest takim moim lekkim zboczeniem zawodowym, więc dlaczego miałabym się nim z wami nie podzielić;)

Miłego dnia!

poniedziałek, 12 września 2011

Ukryty motyl

Może większość zna już tą książkę, ja jednak przeczytałam ją dopiero w tamtym tygodniu i długo zbierałam się aby coś o niej napisać. Napewno książka jest ciekawa, poruszająca i wzruszająca. 
Na świat przychodzi dziecko. Miało być idealne, takie jakie "zaprojektowali" sobie rodzice. Dziewczynka rodzi się jednak z zespołem Downa. Myszka- bo tak nazwali ją rodzice- wprowadza nas w swój świat. 
Nie chce zdradzać szczegółów, bo myślę, że lepiej jeśli samemu odkrywa się książkę. Chcę ją jednak gorąco polecić!
Ta książka otwiera oczy i zapada w pamięć.   

poniedziałek, 5 września 2011

Z książką

Właśnie skończyłam czytać "Jeżynowe wino" Joanne Harris. Książka mnie urzekła podobnie jak późniejsza pozycja tej pisarki a mianowicie "Pięć ćwiartek pomarańczy", którą to czytałam lata temu, i do której mam zamiar jeszcze wrócić.
Jak dla mnie książka robi się naprawdę interesująca dopiero w połowie- wydarzenia nabierają dynamizmu i tajemnicy. Czytając "Jeżynowe..." czułam zapachy owych specjałów. Polecam gorąco jeżeli ktoś ma ochotę przenieść się choć na chwilę do prowicjonalnego miasteczka i poznać jego tajemnice.

 Opis książki:
"Jej bohaterem jest Jay Mackintosh, pisarz i romantyk, który w swej twórczości i wyobraźni powraca wciąż do lat dzieciństwa. Za sprawą pułapki pamięci świat ten okazuje się bardziej kuszący, niż był w rzeczywistości. Kiedy pod wpływem impulsu Jay kupuje posiadłość we francuskiej wiosce Lansquet - wraz z duchami przeszłości pojawiają się nowe pokusy. Szczególnie intryguje go postać nie utrzymującej z nikim kontaktów pięknej sąsiadki, która najwyraźniej skrywa za drewnianymi okiennicami straszliwe tajemnice. W życie Jaya powraca też magia, którą próbował przywołać przez wiele, wiele lat. Za wszystko trzeba jednak zapłacić swoją cenę.
Postacie wykreowane przez Joanne Harris poruszają serce i wyobraźnię. Książka przypomina nieco nastrojem opowieści Petera Mayle'a. Niejeden z nas chciałby się przenieść w stworzony przez pisarkę świat."