czwartek, 20 października 2011

Niepoprawne politycznie

Ostatnimi czasy wszystko co tworzę w kuchni robię pierwszy raz, co jest śmieszne, bo prawie każda praca jaką miałam to praca w gastronomi;)  Dzisiaj upiekłam Murzynka (stąd tytuł posta). Wszędzie czytałam i słyszałm, że to taaakie proste ciasto. I.. teraz mogę dołączyć do grona ludzi tego zdania.
Przepis znalazłam gdzieś w sieci ( wszystkie zresztą są podobne, trudno żeby nie;))
Potrzebujemy:
kostki masła lub margaryny
1 szklanki cukru
4 jajka
4 łyżki kakao
4 łyżki mleka
1,5 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Masło, cukier, mleko i kakao wrzucamy do garnka i na ogień- wszystko musi się roztopić i ładnie połączyć. Nastepnie studzimy naszą polewę. (Najgorszy moment dla mnie- nie mogłam patrzeć jak polewa leży spokojnie i błyszczy i co chwilę lądował w niej mój palec. W efekcie jestem tak przesłodzona dzisiaj, że nie mam już ochoty na ani jeden kawałek.) Można odlać pół szklanki, żeby na samym końcu udekorować ciasto polewą. Kiedy jest już chłodna dodajemy żółtka i miksujemy. Później przesiewamy do tego mąkę z proszkiem do pieczenia i miksujemy do uzyskania jednolitej masy. Osobno ubijamy białka na sztywną pianę. I delikatnie łączymy ją z ciastem. Przekładamy do formki wysmarowanej tłuszczem i obsypanej bułką tartą (obsypałam mąką). Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 przez 45 minut. Ciasto ozdobić można polewą, kokosem, cukrem pudrem czy jak kto tam chce;) Ja uwielbiam je jeść z konfitura bądź szklanką mleka. Mniam! Sa tez różne wersje z owocami czy orzechami, które napewno kiedys wypróbuję.

A teraz powiedzcie kto jeszcze nie robił Murzynka? :)

Miłego!

środa, 19 października 2011

I wytrzymaj tu 48h

Dzisiaj o ochronie. W roli głównej antyperspirant Sure ( w Polsce znany jako Rexona) Fragrance Colletion With scents of peach & wild raspberry. 
Tak wygląda jego reklama :

Nie powiem, że reklama mnie nie skusiła, bo zrobiła to skutecznie. Poleciałam do drogerii i zakupiłam wersję fioletową ( do różu przekonana nie jestem). Zapach jest faktycznie przyjemny. Wcześniej miałam wersję zieloną i była jednak bardziej świeża niż ta obecna. Co do ochrony: powiedzcie szczerze czy ktoś liczy na to, że antyperspirant zapewni mu ochronę na 48 h? W ogóle kto ma ten specyfik 48h na swojej skórze? (Rozumiem, jeżeli ktoś ma akurat wyjątkowo ograniczony dostęp do wody - obozy czy inne wycieczki). Producenci chyba specjalnie rzucają takie hasła, bo to jest bezpieczne- przypuszczalnie nie wielka liczba osób będzie chciała sprawdzić jak długo faktycznie działa dany antyperspirant. W każdym bądź razie nie działa on nawet 4 godzin, a co tam dopiero 48... Nie spodziewałam się cudów i raczej sceptycznie podchodzę do antyperspirantów szukając jednak cały czas tego najlepszego. 
Podoba mi się opakowanie, ładnie się prezentuje. Jego kształt jest dopasowany do dłoni.
Nie wiem czy to jesień czy hormony wariują jeszcze bardziej niż zwykle, ale mój nastrój zmienia się cały czas. Wczoraj chodziłam jakby mnie ktoś patelnią zdzielił, dzisiaj już lepiej. Muszę wam pokazać mojego nowego umilacza. No, może ze względu na jego przeznaczenie to najmilszy nie jest, ale cała reszta w tym wypadku jest ważniejsza.
Czyż nie jest słodki?:D:D UWIELBIAM takie budziki. Co prawda ten nie jest taki typowy i nie wydaje też typowego dla blaszanych budzików alarmu, ale tyka całkiem przyjemnie i nie głośno. Były w 4 kolorach : czarny, czerwony, granatowy i fioletowo-różowy. Zrobiłam też "słodkie" porównanie, żeby bardziej uzmysłowić wam jego wymiary;)

Oszalałam na jego punkcie! Gdyby nie jego rozmiar właśnie, pewnie obeszłabym się smakiem. Jednak mogę go schować nawet do torebki, co znaczy, że będzie mi towarzyszył w każdej podróży:D

Miłego dnia;)

poniedziałek, 17 października 2011

Pierwszy tag ;O Tell Me About Yourself Award

Tak jak tytuł głosi zostałam pierwszy raz otagowana: ~~Lila~~- dziękuję;)
Zasady:
- napisz kto przyznał ci nagrodę
- napisz 7 przypadkowych faktów o sobie
- nominuj kilka blogerek
1) Boję się gołębi. Brzmi głupio, ale jak widzę jak te szalone ptaki lecą spłoszone prosto we mnie żeby w ostatnim momencie skręcić, to najnormalniej zaczynam piszczeć i uciekać. Mój strach wzmógł się po obejrzeniu filmu "Ptaki" Hitchcocka.
2) Kiedy coś robie lubię mieć konkretny plan działania. Myślę, że jeśli chcemy osiągnąć konkretny cel organizacja jest niezbędna. Ale też cieszą mnie wszelkie spontaniczne wypady ze znajomymi czy rodziną, niespodzianki i sytuacje gdy jestem mile zaskoczona.
3) Przywiązuję wagę do znaku zodiaku. Kiedy kogoś poznaję staram się dowiedzieć jaki jest jego znak zodiaku. Sama jestem skorpionem i jestem z tego dumna;P
4) Kiedy przychodzi wiosna to mam ochotę zamieszkać na balkonie żeby nie ominąć ani jednej chwili tego czasu! Generalnie uwielbiam przebywać na łonie natury. Uwielbiam też jesień. Chodzę wtedy jak naćpana- tak uwielbiam jesienne powietrze:D
5) Swego czasu skończyłam Szkołę Muzyczną I stopnia. I do dzisiaj żałuję, że na tym etapie zakończyłam swoją edukację muzyczną...
6) Uzależniona od słodyczy. Jem je jak szalona. Choć fakt, że z wiekiem trochę ten apetyt osłabł i często mnie po większej ilości mdli. Jednak przechodząc w sklepie obok regału ze słodyczami zawsze wychodzę z czymś słodkim.
7) Jeżeli jesteśmy już przy jedzeniu: jednego roku w wakacje ( 2,5 miesiąca) przytyłam 10 kg. Byłam akurat przed 100-dniówką i niestety kiedy wróciłam z wakacji, poprzez sowje złe nawyki żywieniowe i brak czasu na ćwieczenia nie byłam w stanie zrzucić tych dodatkowych kilogramów do tego czasu. Ba! Zrzuciłam je wszystkie dopiero w następne wakacje. Nie będę się rozpisywać w jaki sposób, bo nie było to zdrowe. Na szczęście nic oprócz mojej skóry ( rozstępy, z którymi mam zamiar zacząć ostro walczyć) nie ucierpiało;)

Przez cały weekend zastanawiałam się co mogłabym wam tutaj napisać. Kilka rzeczy przychodziło mi do głowy, ale pomyślałam, że jak usiądę i zacznę pisać to wpisze to co mi akurat wpadnie do głowy.

Do zabawy zapraszam:
http://kosodrzewina.blogspot.com/
http://wszystkocomniezachwyca.blogspot.com/
http://complicated3.blogspot.com/ 


piątek, 14 października 2011

Francuskie paznokcie

Jak tylko moje paznokcie są dłuższe od razu zabieram się za robienie french manicure. W nosie mam czy to modne czy nie, poprostu mnie się podoba taka klasyka na dłuższych paznokciach. Aktualnie używam do tego zabiegu lakierów z Wibo French Manicure nr 5 oraz Et Voila Nail Tip Whitener miss sporty. 

Lakier z Wibo ma kolor mleczno różowy, który na poczatku nie bardzo mi się podobał, ale teraz jest całkiem znośny. Ma w sobie maluteńkie drobinki, które na paznokciach wyglądają jednak subtelnie. Lakier do końcówek jest za to koszmarny. Ma ścięty, mały pędzelek, robi smugi. Trzeba się natrudzic żeby wyporacowac nim ładne końcówki. O trwałości nie wspomnę, bo to już całkiem klapa- max 1 dzień bez topa, a z utwardzeniem też max 2 dni bez uszczerbku, dlatego czekam kiedy tylko zgęstnieje, żebym go mogła z czystym sumieniem wywalić sasasa ;>
 Efekt połączenia tych dwóch lakierów widzicie powyżej. Do uzyskania takiego efektu używam...taśmy klejącej. Kiedyś używałam pasków do tego przeznaczonych, ale zostawiały klej na paznokciach i nie dochodziły w kącikach paznokci co uniemożliwiało malowanie. Przerzuciłam się na taśmę i tak mi dobrze;)
Może i wygląda dobrze, ale wcale już tak dobrze nie działa.

Ktoś jeszcze lubi od czasu do czasu strzelić sobie frencza?;)

czwartek, 13 października 2011

mój pierwszy raz: pancakes

Na te amerykańskie naleśniki miałam ochotę już jakiś czas. Jednak ostatnio zakupiłam olej kokosowy ( głównie w celu pielęgnacji włosów, ale o tym też napiszę niebawem) i to był główny motyw dlaczego w ogóle zabrałam się za smażenie. Uwielbiam naleśniki. Istnieje jednak jedno "ale"- nie mogą być tłuste, smażone w głębokim oleju! Uwielbiam te cieniutkie. Pancakes jednak wyglądają bardzo apetycznie, są grube i puszyste. Przepis ściągnęłam od Cukrowej Wróżki ( KLIK) i trochę go zmieniłam.

Moja wersja:
175g mąki
0,5 łyżeczki soli
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka cukru pudru
kilka kropel aromatu migdałowego (UWAGA!!!!! myślałam, że będzie to dobry pomysł gdyż uwielbiam aromat  migdałów jednak w efekcie nie było to aż tak dobre, może dałam za dużo ? nie wiem, ale nie smakowało ok dlatego polecam dodać jednak tak jak w oryginale cukier waniliowy bądź ekstrakt waniliowy, których to nie miałam ani grama)
2 jajka
15g stopionego i ostudzonego masła
200 ml jogurtu (może być śmietana, kefir czy maślanka też)
100 ml mleka

Mąkę, sól, cukier, aromat migdałowy oraz proszek do pieczenia wymieszać. Następnie dodać żółtka, jogurt masło i mleko. Ubić pianę z białek i delikatnie dodać do powstałej masy. Smażymy z obu stron po minucie na lekko natłuszczonej patelni. Wymiary placuszków : średnica 10-12 cm, grubość 0,5 cm. Moje były mniejsze i wyszło ich 10. Ładnie rosną i przygotowanie jest mega proste. 

Niestety nie miałam dostępu do patelni teflonowej, na której wszystko smaży się lepiej i nie potrzeba aż tyle oleju co do zwykłych patelni. Ja zużyłam naprawdę dużą ilość oleju przez co moje placuchy były tłuste (pocieszałam się, że to zdrowy olej). Dałam radę zjęść ledwo 2, bo taka ilość tłuszczu działa na mnie fatalnie- jest mi mdło i czuję w żołądku jak mi ten tłuszcz na wierzch wypływa. Natomiast Ukochany zjadł resztę i był zadowolony ;) Napewno kiedyś jeszcze je zrobię, ale napewno z cukrem waniliowym i na teflonówce. 
Mimo tego, że moje nie były idealne to i tak polecam;)


 

środa, 12 października 2011

DIY BOW

Tak jak pisałam  wcześniej ruszyłam w końcu tyłek i zaczęłam coś robić w związku z DIY. Nie żebym była leniwa, poprostu dotychczas nie miałam pomysłu i materiałów. Na szczęście mnie natchnęło, a materiały też się znalazły. 
Przeglądałam ostatnio szafę i postanowiłam "wzbogacić" wygląd co niektórych ciuchów. Dzisiaj przedstawiam kokardę w dwóch postaciach.
Dla zaintereosawych: Jak zrobić kokardę z materiału?

Potrzebne: materiał, nici, nożyczki. 

1) Szukamy materiału. Ja wykorzystałam starą koszulkę/bokserkę, którą poplamiłam farbą do włosów. Wycinamy prostokąt (wielkość zależy od tego jak wielką kokardkę chcemy uzyskać). Nie przejmujcie się jeśli krawędzie nie będą idealnie równe, nie wpływa to na efekt końcowy.
2) Prostokąt układamy lewą stroną do góry. Następnie krawędzie dłuższych boków składamy tak aby zetknęły się na środku.
 3) Następnie robimy to samo w krótszymi bokami.

4) Teraz igła w dłoń ( bardziej szczęśliwi włączają maszynę) i zszywamy naszą kokardę po środku. To czy wyjdzie nam to prosto czy krzywo też nie ma większego znaczenia.
5) Teraz potrzebujemy prostokąta żeby zrobić z niego pierścień dla naszej bow. Wycinamy prostokąt ( jak na zdjęciu).
 6) Znowu układamy materiał lewą stoną do góry i składamy dłuższe krawędzie do środka. Ten prostokąt okazał się oczywiście za duży na krążek.
7) Teraz składamy ten pasek na pół łączeniem na zewnątrz i zszywamy w miejscu, które da nam odpowiednio duży krążek dla naszej kokardki.
8) Nadmiar materiału odcinamy i odwracamy krążek na prawą stronę.
9) Czas na formowanie kokardki - składamy ją w harmonijkę mniej więcej 3 razy i przewlekamy przez krążek. GOTOWE!
I teraz zależy już od was gdzie ją przyszyjecie/przypniecie. 
Ja doszyłam ją do zwykłej bluzki z C&A.
 Po doszyciu kokardy.
A tak prezentuje się na człowieku:
Drugą mniejszą ozdobiłam zwykłą gumkę do włosów, którą można było zauważyć na zdjęciu w niedzielnym(?) poście.
W celu powiększenia zdjęć klikacie na nie. 
Wydaje mi się, że instrukcja jest w miarę przejrzysta, zresztą wcale to wszystko nie jest skomplikowane. Jeśli jednak macie jakieś pytanie to walcie śmiało. ;)

Enjoy!

poniedziałek, 10 października 2011

Masło do ciała, czyli jak uwielbiam i nienawidzę

Kiedy skończyło się moje masełko pomarańczowe z Ziaji pognałam do Boots'a ( dopiero później odkryłam wszystkie inne miejsca gdzie mogę zakupić ciekawe kosmetyki) po coś do nawilżania mojej suchej skóry. Łaziłam między regałami z totalną pustką w głowie, na półkach też nie widziałam nic ciekawego. Aż w końcu moim oczom ukazała się półka z różnymi ciekawie wygladającymi mazidłami. Przegladam składy i widzę parafinę- odpada. Aż wreszcie mam: świetne opakowanie, duża pojemność, skład na moje oko b.dobry no i cena też nie najgorsza. Przed wami Masło do ciała Botanics z miodem i olejkiem z pestek winogron. Brzmi świetnie? Jak dla mnie jak najbardziej;) 
Prezentuje się też świetnie. 
Co do działania nie mam żadnych zastrzeżeń- świetnie nawilża, skóra jest gładka, wygląda zdrowo. Masło jest jednak naprawdę maślane. Chodzi mi o to, że po nałożeniu na skórę długo się wchłania i zostawia bardzo tłustą warstwę na skórze. Trzeba poczekać aż się wszystko wchłonie, ale komu by się chciało? Część tego co mam na skórze zostaje w rezultacie na pościeli i piżamie. Na szczęście plam na materiale nie zostawia. 
zapach ma taki jakiś naturalny z cytrynową nutą, całkiem znośny. 
Zakochiwałam się w nim i odkochiwałam już kilka razy. teraz już powoli się kończy więc poprostu go lubię. A w kolejce czeka już kakaowe masło The Body Shop i tylko kusi tym zapachem. 
Macie tutaj jeszcze zdjęcie masła na łapie. Dobrą ma konsystencję, dobrze się rozsmarowywuje. 
Ze względu na działanie gorąco polecam (wiem, że jest dostępny tylko w UK) napewno sprawdzi się u cierpliwych i tych, którzy lubią czuć, że się posmarowali.

I coś dla ucha. Uwielbiam:D Polecił brat kilka dni temu i teraz siedzi mi w uszach. Jeśli ktoś lubi indie rock to myślę, że sie spodoba.
ENJOY!

niedziela, 9 października 2011

Tłuste skórki, czyli olejek Joko w akcji.

Bez owijania dzisiaj przed wami Olejek do paznokci firmy JOKO. Prezentuje się tak:
Nie powiem nic o składzie, ponieważ znajdował się na papierowym opakowaniu, w którym kupujemy olejek. Sama idea używania tego specyfiku zakiełkowała w mojej głowie po wizycie u znajomej kosmetyczki, która kończyła pedicure smarując skórę wokół paznokci właśnie olejkiem. Skórki wyglądały ładnie, były miękkie i paznokcie prezentowały się o niebo lepiej. Zachwycona jego działaniem kupiłam sobie. Kosztował nie całe 10 zł. Wiem, że na rynku jest wiele innych olejków innych firm. O tym mogę powiedzieć, że sie sprawdza- skóra wokół paznokci jest wygładzona i miękka. Do tego jest wydajny- po jednym zanurzeniu pędzelka w olejku wysmarujemy pięć paluchów. Mój pachnie cytrusowo.

Pogoda sprzyja dzisiaj spacerowiczom, więc my też zaliczyliśmy małą przechadzkę. Jak widać na zdjęciu poniżej- pogoda nas rozpieszcza i jest naprawdę ciepło jak na październik (tydzień temu było około 28 stopni, więc biegałam w krótkich spodenkach, w październiku!:D)
Zdjęcie M.
Torebka, rajstopy- Peacock
Branzoletka, baleriny- Primark
Top- New Look
Spódniczka, okulary- H&M
Narzutka- z jakiegoś sklepiku
Nie zwracajcie uwagi na moje włosy. Dla nich najważniejsze jest teraz odżywianie i wrost. I jak już będą dłuższe to wtedy pomyślimy nad fryzurą;)

Ciepłej niedzieli życzę, a już w najbliższym czasie pojawią się notki z cyklu DIY;) zapraszam!

piątek, 7 października 2011

Krem w dłoń!

Swego czasu nabyłam kremy do rąk, które z tego co zaobserwowałam cieszyły się ogromnym powodzeniem na blogach. I w sumie gdybym się o nich nie naczytała to pewnie bym ich nie wzięła ze względu na parafinę w tle (trzecie miejsce). Usprawiedliwiłam się sama przed sobą, że krem jest do rąk, a nie do twarzy, więc może i paraffinum nie zaszkodzi aż tak bardzo. Zapomniałam dodać o czym mowa: Cztery Pory Roku, krem glicerynowy do rąk jagodowy i odżywczo-regenerujący mango. Cena była niewielka, bo coś ponad 3 zł za aż 130 ml produktu. Działa nie najgorzej. Nawilża choć nie na długo ( w końcu ta parafina, przy dłuższym stosowaniu najzwyczajniej w świecie wysusza skórę). Wchłania się szybko i nie zostawia tłustej warstwy. Skóra jest delikatna i bardzo przyjemna w dotyku. Lubię go używać. Ale też czekam kiedy te dwa opakowania się skończą i sięgnę po coś innego.
Narazie jestem w trakcie jagodowego. Jagód tam nie czuję, ale zapach też nie jest zły.

Jakie kremy do rąk polecacie? Których lepiej unikać? Cezkam  na propozycje;)

czwartek, 6 października 2011

Catch me if you can..

Zastanawiałam się o czym dzisiaj napisać, bo po głowie tłucze mi się kilka rzeczy.. Padło na film, który udało nam się dzisiaj oglądnąć i który napewno zostanie w mojej głowie na długo. Mowa o filmie nie najnowszym, bo jego światowa premiera odbyła się pod koniec 2002 roku. "Catch me if you can" ("Złap mnie jeśli potrafisz") to film oparty na prawdziwej historii Franka Abagnale'a. Reżyserem jest Steven Spielberg, a główną rolę gra Leonardo DiCaprio. W filmie zobaczymy również Toma Hanks'a oraz Christophera Walken'a. O czym opowiada? O oszustwie doskonałym w wydaniu młodego chłopaka. Gorąco, gorąco polecam. Przed oglądaniem filmu wiedziałam tylko kto w nim gra (Leonardo DiCaprio jakoś nie bardzo do mnie przemawiał, ale muszę przyznać, że gra świetnie), nie widziałam trailera, choć może to i lepiej. Więcej nie powiem nic:) Warto obejrzeć i przekonać się samemu.
Wrzucam trailer, może komuś pomoże podjąć decyzję przy wyborze filmu na jesienny wieczór. Powiem tylko, że i tak nie oddaje on świetnego klimatu filmu.

Oglądałyście? Co sądzicie?

wtorek, 4 października 2011

Efekt Klowna

Przedstawiam dzisiaj kolejny kosmetyk z Avon, który służył mi dość długo i z którego byłam zadowolona. Do czasu. Na myśli mam błyszczyk do ust Sherre Gloss z olejkiem jojoba. Nie wiem czy jest jeszcze dostępny w ofercie Avon (kupiłam go bardzo dawno i chyba właśnie jest jego czas żeby znaleźć się w koszu). Kosztował niewiele około 6-7 zł.
Pod względem pielęgnacji nie jestem w stanie mu nic zarzucić. Dobrze zawilża i usta są po nim miękkie. Zapach jest słodki, konsystencja troche klejąca, ale nie przeszkadza mi to na ustach. Daje efekt wilgotnych ust.
( To jest błyszczyk na dłoni, nie wiem po co to piszę, skoro każdy się domyśli, ale jak zobaczyłam to zdjęcie to skojarzyło mi się to z jakąś zmianą skórną, a nie z kropelką błyszczuku).
Kolor jak widać przeźroczysty z delikatnym odcieniem różu. Tak wygląda chwilę po aplikacji. Po jakimś czasie zaczyna ciemnieć. Usta stają się intensywnie ciemno - różowe. A oto moja historia:
Rzecz zdarzyła się w tegoroczne wakacje. Na całodniową wycieczkę jako "coś do ust" wzięłam wyżej opisany błyszczyk. Słońce było palące, a usta suche więc błyszczyk aplikowałam dość często. Dawał świetne nawilżenie więc cały dzień byłam zadowolona. Późnym wieczorem jednak, kiedy mogłam liczyć już tylko na sztuczne światło lamp przejrzałam się w jakimś ulicznym lustrze i moim oczom ukazał się naprawdę śmieszny obraz. Nos miałam spieczony na czerwono ( niestety nie jest on malutki, przez co trudno go przeoczyć), a usta mu dorównywały, a nawet były jeszcze bardziej intensywne. Nie obyło się bez komentarzy towarzyszy, że wyglądam jak Klown. Pomyślałam "ok jutro będzie już dobrze". Jakież było moje zdziwienia gdy rano obudziłam się nadal w intensywnych ustach i efekt utrzymywał sie do wieczora. Zdarzyło mi się to pierwszy raz. Może zbyt często malowałam usta w ciągu dnia? A może to wcale nie jest minus? Dlatego błyszczyka nie skreślam, bo być może ktoś pragnie efektu ciemniejszych ust i wtedy błyszczyk będzie spełniał swoje zadanie. 

poniedziałek, 3 października 2011

Stay White!

Dzisiaj o pielęgnacji z trochę innej strony, mianowicie od środka i to jamy ustnej. Około 3 miesięcy temu zaczęłam stosować produkt, bez którego dzisiaj nie wyobrażam sobie dnia. Chodzi tutaj o płyny do płukania ust. Pewnie nic odkrywczego dla was. Kilka razy w przeszłości próbowałam się przełamać i zmusić się do stosowania takowych jednak zawsze próby kończyły się niepowodzeniem. Zrażona byłam mocnym, ostrym i czasem okropnym napewno nie orzeźwiającym smakiem. No i nie ukrywajmy ceny płynów do ust w Polsce też są niezbyt ciekawe. W łazience zawsze stała jednak butelka, bo od pewnego czasu stosował to mój M. i bardzo mu to pomogło. Zresztą sama go namówiłam do stosowania tego typu produktów. Kolej na mnie. Zaczęłam po malutku w małych ilościach i... zęby były jak nigdy wcześniej. Przeważnie zawsze po jednym czy dwóch posiłkach bądź też po czymś słodkim na zębach pojawiał się nieprzyjemny osad. Czasem podczas dnia nie miałam okazji umyć zębów (pasty i szczoteczki przy sobie też nie nosiłam ,bez przesady). Gumy też średnio się spisywały. A płyn załatwił wszystko. Jednak nie każdy. Moim ulubionym, którego nie mam zamiaru zmienić, choć wiadomo inne też testuję, jest płyn Listerine Stay White. W Polsce może byc on drogi- około17-18 zł. W Anglii natomiast co mnie cholernie zdziwiło płyn taki możemy dostać za 2-2,5£ w promocji, które są bardzo często. Oczywiście cena zależy od rodzaju. Ostatnio zakupiłam jeszcze Listerine Total Care Sensitive (na zdjęciu poniżej), który właśnie używam, ale nie odpowiada mi jego smak. Przed wyjazdem zdecydowaliśmy się na płyn Colgate, nie pamiętam dokładnie nazwy, czerwony płyn w przeźroczystej butelce. Nawet nie wiecie jaka byłam szczęśliwa, kiedy sie skończył. Jest OKROPNY. Zarówno smak jak i działanie jest fatalne. Mówiąc działanie miał na myśli, że nie dawał takiego efektu jak Listerine czyli jak dla mnie nie robił nic. 
Czy Stay White wybiela? Trudno mi to powiedzieć, ponieważ stosuję też pastę wybielającą. Ale ten duet działa naprawdę w porządku. Moje zęby i zęby M. są o wiele bielsze i wyglądają ładnie i zdrowo. Wiem też, że stosowanie płynu regularnie pomaga w walce z kamieniem nazębnym. Istnieje jeszcze kwestia tego czy lepsze są płyny z alkoholem czy bez. Listeriny są z alkoholem i z nich jestem zadowolona. W końcu alkohol też odkaża. O ile dobrze pamiętam ten Colgate czerwony był bez alkoholu i miał o wiele gorszy smak, a wydawałoby się, że będzie łagodniejszy. 
Jeśli miałabym polecić to zdecydowanie Listerine Stay White. A jeśli znajdę coś lepszego to napewno dam znać;)
Jakie są wasze uwagi w tym temacie? Może też coś polecacie?
Odbiegając od tematu, czy ktoś zna może naprawdę dobry i w miarę w przystepnej cenie krem do cery naczynkowej? Za każdą propozycję będę wdzięczna!

sobota, 1 października 2011

Wszyscy znają. Czy wszyscy kochają? Czyli o Carmex'ie słów kilka.

Jakiś czas temu uległam mani na posiadanie cudownego balsamu do ust marki Carmex. Moje usta wymagają ciągłego nawilżenia, a że właśnie kończył mi się balsam do ust z Lovely (z kamforą i mentolem, który swoją drogą jest rewelacyjny, niestety nie pokażę wam zdjęcia), postawiłam na Carmex. Po pierwszym użyciu stwierdziłam, że jest ok, ale z każdym kolejnym użyciem było gorzej i gorzej. Usta nawilżał tylko na max godzinę a po tym czasie skóra była jeszcze bardziej przesuszona. Często stosowałam go na noc. Rano budziłam się z popękanymi ustami. Wspomniany wyżej balsam z Lovely sprawował się o niebo lepiej. Od razu po nałożeniu usta były miękkie i taki efekt utrzymywał się bardzo długo. Po nałożeniu na noc, rano usta były złuszczone i po przetarciu chusteczką niepotrzebnej skórki usta były miękkie i nawilżone. Mój M. również go używał, a miał problem z kącikami i pękającymi ustami i też balsam pomógł jak żaden inny. Cena tego cuda to około 8 zł za chyba 10g - dostępny w drogerii Rossman. zapakowany w ładny metalowy słoiczek, z delikatnymi kwiatkami na wieczku. Myślę, że i bez zdjęcia znajdziecie bez problemu;) No a miało być o Carmex'ie. Chyba większość zna. Ładne, proste, klasyczne opakowanie. W środku żółtawa maść. Na ustach rozprowadza się dobrze i jest przeźroczysty. O właściwościach wypowiedziałam się wyżej. Istnieje pod kilkoma postaciami (sztyft i balsam w tubce).
Pojemność takiego słoiczka to 7,5 g, a zapłaciłam za niego coś ponad 2 funty. Na mnie nie podziałał, może jestem wyjątkiem. Koszt nie jest wielki więc można wypróbować. W każdym bądź razie miłością do niego nie zapałałam.

Obudziłam się dzisiaj wcześniej.. Na zewnątrz było pięknie.. Gęsta mgła, kolorowe liście i przebijające się promienie słońca.  

Miłego weekendu;)