Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twarz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twarz. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 czerwca 2013

B.Pure Micellar Water

Jeszcze do niedawna byłam bardzo niezadowolona z faktu, że dorwanie dobrego i w rozsądnej cenie płynu micelarnego w UK graniczy z cudem i przy okazji bycia w Polsce zaopatrywałam się w mój ulubiony micel Bourjois. Ale w końcu stało się! Jest nawet wybór pomiędzy dwiema firmami L'Oréal i dziecka drogerii Superdrug, firmy B.. Wiecie już, że skuszona promocją sięgnęłam po B.Pure Micellar Water i dostałam jeszcze miniaturki innych kosmetyków w małej kosmetyczce. Miniatur jeszcze nie testowałam, ale płyn już niedługo sięgnie dna, więc trochę wam o nim opowiem.
Za buteleczką o pojemności 150 ml płacimy w regularnej cenie £4.99, często jednak są promocje, tak jak na przykład teraz i płyn kosztuje £3.32. Z opakowania dowiemy się, że płyn jest przeznaczony do wszystkich typów skóry nawet tej najwrażliwszej. Fakt faktem- nie uczula, nie podrażnia i nie wysusza. Nie zostawia też lepkiej warstwy, ale to nie ma dla mnie znaczenia, bo nie wyobrażam sobie nie umyć twarzy po demakijażu. 

Co jeszcze obiecuje nam producent? To, że produkt:
- oczyszcza - usuwa zanieczyszczenia i makijaż - jak najbardziej i robi to bardzo dobrze,
- jest na tyle delikatny, że można go stosować na delikatne okolice oczu - po takim tekście nawet bym nie pomyślała, że jak dostanie się do oka to biada wam! Piecze jak cholera i cieszyć można się tylko z tego, że ten efekt mija dość szybko. Podkreślam tylko, że moje oczy nie są wrażliwe i dotychczas nie podrażniał ich żaden inny płyn. Za to niżej, co zauważyłam dopiero później, mamy Safety Advice, żeby unikać kontaktu z oczami i kiedy dostanie się do nich produkt, to przemyć je wodą. Ostrzeżenie jest? Jest, więc nie można się przyczepić. Hmm... nie ukrywam jednak, że płyn micelarny ma mi służyć głównie do zmywania makijażu oka, więc kręcę nosem przy tym punkcie.
- tonizuje - przywraca równowagę pH, skóry zachowując jej elastyczność - no niech będzie, skóra napewno nie jest ściągnięta
- odświeża - zawiera ekstrakt z ogórka - w składzie jest, spodziewałabym się jakieś woni ogórka, a tu nic, co nie jest minusem, w ogóle sam zapach produktu nie przeszkadza, ale też nie powala.

Podsumowując produkt jest całkiem ok, z makijażem oka radzi sobie b.b.b.dobrze, gdyby jeszcze nie szczypał to mogłabym go polecić w 100%, ale jednak ostrzegam wrażliwookie  i w sumie nie tylko, że lepiej nie próbować domywać nim dokładnie eyelinera. No i polowałabym na promocje;)


poniedziałek, 24 czerwca 2013

Eucerin w trosce o nawilżenie skóry


Nie od dziś wiadomo, że bardzo istotnym, jeśli nie najistotniejszym elementem codziennej pielęgnacji naszej skóry jest jej odpowiednie i regularne nawilżanie.  Kwestia nawilżania nie dotyczy jedynie, jakby się mogło wydawać osób, które zmagają się z problemami cery suchej i odwodnionej.  Właściciele cery tłustej czy mieszanej używający na co dzień kosmetyków silnie wysuszających czy złuszczających również powinni pamiętać o zaserwowaniu jej ‘szklanki wody’, co na pewno przyniesie ukojenie i wspomoże proces regeneracji naskórka po wcześniejszych, inwazyjnych zabiegach.
Aktualnie na rynku kosmetycznym roi się od wszelkiego typu specyfików, które mają pomóc nam utrzymać odpowiedni poziom nawilżenia skóry naszej twarzy, szyi i dekoltu. Nie wszystkie jednak dają pożądane przez nas efekty. Wiele z nich w swoim składzie posiada parafinę, która charakteryzuje się właściwościami komedogennymi, co w rezultacie może zaowocować zapchanymi porami i wypryskami czego ,domyślam się, żadna z nas nie chce. Do wyboru kremu do twarzy podchodzę bardzo rygorystycznie, szerokim łukiem unikam kosmetyków zawierających w swoim składzie na wysokim miejscu właśnie parafinę oraz jej pochodne, a także zwracam uwagę na zawartość Alcoholu Denat., który może wysuszać i podrażniać skórę. Pożądanymi przeze mnie składnikami są natomiast oleje i masła naturalne oraz mocznik. Po przetestowaniu kilkudziesięciu kremów o działaniu nawilżającym trafiłam w końcu na produkt, który pozwolił mi zapomnieć o suchych, nieestetycznych skórkach na nosie i czole, które odznaczają się szczególnie przy każdej próbie nałożenia podkładu.

Eucerin to firma apteczna oferująca produkty do pielęgnacji różnych rodzajów skóry całego ciała. Kosmetyki produkowane są w Polsce. Po przeczytanie wielu pochlebnych opinii zdecydowałam się na Wygładzający krem z mocznikiem do twarzy 5% Urea (50ml). Lekka konsystencja kremu sprawia, że produkt szybko się wchłania, nie klei się, a skóra jest miękka i elastyczna. Świetnie spisuje się jako baza pod makijaż i po dłuższym stosowaniu można zauważyć znaczny wzrost nawilżenia skóry. Krem stosowałam również na noc co wpłynęło na jego wydajność, dlatego po około miesiącu sięgnęłam po kolejne opakowanie. Tym razem wybrałam jednak Wygładzający krem z mocznikiem 5% w słoiczku (75ml), który pomimo iż nie jest oznaczony jako krem do twarzy, był strzałem w dziesiątkę. Oprócz wspomnianego już mocznika krem zawiera w swoim składzie również Butyrospermum Parkii, czyli masło shea, które jest znane ze swoich nawilżających, natłuszczających i wygładzających właściwości. Konsystencja produktu jest bardziej treściwa niż poprzedniego kremu co wpływa na jego lepszą wydajność. Po aplikacji na twarz wchłania się szybko, skóra nie klei się, nie wygląda na tłustą, ale ma zdrowy blask, który docenią właścicielki suchej cery. Stanowi dobrą bazę pod makijaż, sprawdzi się również jako krem na noc. Działa łagodząco i przyśpiesza gojenie się zaczerwienień oraz pozostałości po pryszczach. Jest to zdecydowanie najlepszy krem, jakiego używałam i spełnia moje wszystkie oczekiwania.
Podsumowując, obydwa kremy są godne uwagi, a wybór zależy od rodzaju cery oraz oczekiwań względem kosmetyku. Osobiście posiadaczkom cery suchej i odwodnionej polecam wersję w słoiczku, natomiast do cery mieszanej i tłustej polecam wypróbować wersję w tubce.
Nie zapominajmy również o odpowiedniej ilości wypitej wody w ciągu dnia, bogatej w warzywa i owoce diecie oraz filtrach słonecznych. Nawilżona i odżywiona skóra starzeje się wolniej, a przecież o to nam wszystkim chodzi.


Ten jak i wiele innych ciekawych artykułów i blogów znajdziecie na www.female.pl/


Zapraszam;)

piątek, 10 maja 2013

Naga prawda - naga twarz

Tak jak już wspominałam w poście o 'najlepszych' w kwietniu, makijażem, który spodobał mi się naj naj i gości u mnie teraz zawsze kiedy się maluję jest  make up no make up. Jak sama nazwa wskazuje twarz ma wyglądać jakby nie była dotknięta pędzlem. Jest to genialne rozwiązanie na codzień, kiedy chcemy wyglądać świeżo i promiennie. Przy odpowiednim doborze kosmetyków makijaż sprawdzi się w upalne wiosenne i letnie dni. 
Głównym elementem tego makijażu jest zamaskowanie wszelkich niedoskonałości i rozświetlenie twarzy w celu uzyskania zdrowego połysku.
Przekopując Internet w poszukiwaniu inspiracji znalazłam kilka zdjęć, a 3 z nich moim zdaniem najlepiej oddają sens tematu (no może to jedno z czarnymi, graficznymi krechami zmienia postać rzeczy, ale makijaż twarzy jest idealny). Czwarta fotka to moje pierwsze podejście do tego tematu.

Delikatne konturowanie, delikatnie podkreślone brwi i rzęsy oraz usta nude. Modelki, oprócz tego, że są prześliczne, wyglądają bardzo dziewczęco i delikatnie.
Myślę, że najważniejszą kwestią w wykorzystaniu tego makijażu jest przyzwyczajenie się do niego. Kiedyś nie wyobrażałam sobie oka bez podkreślenia dolnej linii rzęs. Dzisiaj? Robię to bardzo rzadko, czasem zapominam tego zrobić nawet przy mocniejszych makijażach. Na zdjęciu wyżej delikatnie podkreśliłam kości policzkowe, wytuszowałam rzęsy i nałożyłam pomadkę nude. Ale coś mi nie pasowało. Choć na zdjęciu wygląda to dobrze, tak w rzeczywistości czułam się nijak, no bo ani oczy, ani rzęsy nie były podkreślone. Trzeba troszkę pokombinować, żeby dopasować ten makijaż do siebie idealnie i dobrze się w nim czuć.
Mogłam już wtedy opublikować posta, bo zdjęcia były w porządku, jednak stwierdziłam, że trochę się to mija z celem, bo kto mnie nigdy nie widział bez makijażu, ten nie wie jaka jest różnica między 'przed' i 'po' ;)
Także poniżej, proszę bardzo dowód, że na twarzy jest makijaż;) Ostatnio też krąży jakiś TAG, coś w stylu 'pokaż się bez makijażu', więc można to pod niego podciągnąć. 
Na pierwszym zdjęciu no cóż, kciuk mówi sam za siebie. Choć muszę pochwalić mój stan skóry, ostatnie kilka dni jest w najlepszej formie od kilku miesięcy (kiedy narzekam, że coś mi wyskakuje czy się łuszczy to ona-moja skóra- jakby robi mi na złość i jest jeszcze gorzej! dlatego teraz, kiedy wiem, że ona słucha, poprostu mówię, że jest ok;P). No niestety moje Drogie, większość z nas nie jest zadowolona ze stanu swojej cery, jak nie trądzik to naczynka, łuszczy się albo przetłuszcza. Ale to nie są powody, żeby mówić sobie 'nie wypróbuję tego makijażu, bo moja twarz nie jest idealna' - takie myślenie wystawiamy ZA OKNO i niech sobie wisi i powiewa. Czekanie na 'lepsze dni' nie ma sensu i choć teraz piszę to tak swobodnie, to jeszcze niedawno też miałam tak w głowie ułożone. To nie dotyczy tylko kwestii makijażu, ale każdej dziedziny naszego życia. Prosta zasada ' nie kiedyś, a teraz' może naprawdę wiele znienić. Ok, wracam do mojej facjaty: na drugim zdjęciu jest już lepiej, koloryt wyrównany, ale jakby... straszę no nie? Blado i płasko, więc dołożę kolor. Delikatnie konturuję twarz, mocno rozcierając brozner, żeby nie tworzyć lini. Na policzki róż w odcieniu Peach Melba, który jest lekko przybrudzony i daje naturalny efekt. I gwóźdź programu - rozświetlacz. Nie ograniczyłam się tylko do kości policzkowych. Musnęłam nim również grzbiet nosa, łuk kupidyna oraz całe powieki. Moim trikiem jest rozświetlnie powiek, które pokrywam korektorem, oprószam podkładem mineralnym i  rozświetlam w taki raczej nieoczywisty sposób, omiatając pędzlem do różu całą powiekę oraz łuk brwiowy zarówno pod jak i nad brwią. W efekcie oko jest ładnie rozświetlone i odbija światło. W usta wklepałam delikatnie pomadkę matową Catrice z limitowanej edycji Hollywood w odcieniu Marlene's Favourite. Jeśli chcę błysku przejeżdzam jeszcze balsamem do ust i gotowe:) 
W tym makijażu czuję się dobrze i naturalnie. Nie martwię się czy jestem rozmazana albo czy cień mi nie spłynął. Zabiera niewiele czasu i utrzymuje się cały dzień. Oczywiście można użyć bazy rozświetlającej, która dodatkowo doda nam blasku, jednak na codzień myślę, że jest to niepotrzebne obciążenie. Świetnie sprawdzi się również krem BB, która ożywi kolor naszej skóry.
Do wykonania użyłam 3 pędzli: kabuki z EcoTools do podkładu, Blush Brush do bronzera, różu i rozświetlacza oraz skośny Essence do brwi. That's it;)

Dajcie znać czy taki makijaż do was przemawia? Próbowałyście?  Jakie macie triki przy jego wykonywaniu?




niedziela, 7 kwietnia 2013

Noni Care - Eye Cream, szkoda że...

Dzisiaj na tapecie krem pod oczy ze świetnym, naturalnym składem, o dość intensywnym słodkawym zapachu i...słabym działaniu. 


Pojemność standardowa - 15 ml (swoją drogą to czy tylko ja uważam, że 15 ml to dużo jak na krem pod oczy? ale mnie się szybko coś nudzi, więc może w tym problem;)) Konsystencja delikatnego kremu, łatwa aplikacja, bez tarcia można rozprowadzić go w okolicach oczu. Zapach, tak jak juz wspomniałam, słodki i intensywny i szczerze nie spodziewałam się takiego. Trzeba się do niego przyzwyczaić. No i co najważniejsze: działanie. Tutaj mogę śmiało powiedzieć, że nie spełnił moich oczekiwań, a nawet zawiódł na pełnej linii. No, ale powiedzcie same, czego spodziewałybyście się po takim składzie? Ja spodziewałam się wszystkiego co najlepsze, a już napewno nawilżenia, którego brak, chociaż nie jest to zapewaniane przez producenta, więc można by wybaczyć, ale moje okolice oczu nigdy nie były tak suche (co widać podczas nakładania korektora i cieni do powiek) jak w okresie kiedy stosowałam ten krem. Co do regeneracji to szału nie ma.
Krem jest bardzo wydajny, używam go od połowy listopada codziennie rano i wieczorem, a on nie chce się skończyć i myślę, że jeszcze na miesiąc spokojnie by starczył, ale muszę sobie zrobić przerwę i używać czegoś co faktycznie działa. Dobrze się sprawdza pod makijaż, to fakt. Z tego co pamiętam to kosztował coś chyba ponad 10 zł, więc cena jest jak najbardziej ok w stosunku do wydajności. 
No szkoda... bardzo chciałam polubić ten krem i próbowałam zobaczyć jakieś rezultaty, ale tych brak, więc niestety.

środa, 13 marca 2013

Niestety nie, dziękuję - Rehydrating Rose DAILY MOISTURE

Krem, o którym dzisiaj mowa był dodatkiem do jakiegoś czasopisma już około rok temu w UK. Dlaczego dopiero teraz o nim piszę? Bo nie wiedziałam do samego końca co o nim mysleć... Skład ma rewelacyjny(oprócz tego Alcohol denat.) co zobaczycie na zdjęciu niżej. Niestety nawilżenie dawał średnie (jestem raczej wymagająca, bo moja skóra szybko się przesusza) i coś, co mnie do niego absolutnie zraziło to fakt, że po nałożeniu na twarz zostawiał lepką warstwę i ściągał delikatnie skórę. Po około 10 minutach nieprzyjemny efekt znikał i skóra była delikatnie zmatowiona. Jego konsystencja jest bardzo rzadka, jest to bardziej mleczko czu emulsja niż krem. Krem generalnie przeznaczony jest do skóry normalnej. Zapach.. Pamietam, że gdy kupiłam czasopismo to zachwyciłam się zapachem opakowania, zanim jeszcze otwarłam tubkę- delikatnie wyczuwalna róża. Niestety sam krem ma zapach raczej łodygi i liści, nie należy do najprzyjemniejszych. Na szczęście nie utrzymywał się zbyt długo na twarzy. Nie jestem niestety w stanie powiedzieć jak sprawdzał się jako baza pod podkład, bo nawet nie chciałam go używać w ten sposób. Skóra po jego stosowaniu wcale nie wyglądała lepiej, a wręcz przeciwnie za każdym razem miałam wrażenie, że krem zapycha (może to złudzenie spowodowane ta lepką warstwą?). Część kremu zużyłam na stopy, gruba warstwa na noc dawała dobre nawilżenie, ale nic spektakularnego.
Pełnowartościowy produkt to 100ml, a jego cena wynosi £23.75. 
Kosmetyki marki Neal's Yard Remedis są dostępne w sieci sklepów Waitrose oraz na ich stronie internetowej www.nealsyardremedies.com
Aktualnie cieszę się, że krem się skończył, jednak nie przekreslam tej marki i może skuszę się na coś z ich oferty, jednak napewno nie będzie to krem do twarzy;)
♥♥♥ 
This product was attached to one of the British magazines about a year ago. Why am I writting about this after such a long time? Because I didn't know what to think.. As you can see on the picture above ingredients are amazing (except Alcohol denat. but is nearer the end than top of the list, so it's still not as bad as could be) so I was quite sure that I will love this cream. I was soo wrong. First of all the consistency is more like lotion and makes on your face sticky coating which I really hate because I feel like my pores are 'blocked'.  This feeling is gone after 10 minutes and skin is a little more matte. The hydrating is quite poor and I know it is for normal skin but even that I was expecting a higher hydrating. The smell was nice, rosy only when the product was new and closed. When I opened it I felt the smell of rose stalk and leaves. Summarizing I've used this product for my feet and hydrating was ok, but nothing special.
Neal's Yard Remedis cosmetics are available on Waitrose stores and website: www.nealsyardremedies.com
You can buy presented product in 100ml bottle for £23.75.
I'm actually happy that I've finished this sample but it doesn't mean that I will never try another that brand product;)
Enjoy your day!

środa, 9 stycznia 2013

Ulubieńcy/odkrycia minionego roku!

Pierwszy raz pojawia się u mnie taki post. Jakoś tak poczułam potrzebę pokazania rzeczy, które urozmaiciły 2012 rok i wniosły pozytywne zmiany.  

Zacznijmy od pielęgnacji ciała i włosów.
Jak widać bez szaleństw w kwestii ilości. Peeling kawowy, o którym już kiedyś wspominałam, najlepszy ever, szybki w przygotowaniu, aromatyczny i zostawia skórę mega gładką. Następnie Odżywka do włosów Garnier Ultra Doux, Awokado i Masło Karite- tania, ładnie pachnie, co najważniejsze dobrze odżywia i nawilża nasze włosy, nie próbowałaś? Zrób to koniecznie. No i ostatni produkt, może dość nietypowo, ale nie mogłam go pominąć: antyperspirant Lady Speed Stick, Orchard Blossom 24h. Przez lata testowałam różne antyperspiranty, bywały lepsze i gorsze, jednak żaden nie był w stanie oprócz ochrony zapewnić również pielęgnacji pach. Zwróciłam na niego uwagę po tym jak callmeblondieee zachwalała go w swoich filmach. I miała zupełną rację. Jest najlepszy. Tak 'pięknych' pach nie miałam już dawno:p Do wyboru mamy kilka zapachów, więc prawdopodobnie każdy znajdzie coś dla siebie. Zapomniałam o ochronie. W okresie jesienno-zimowym sprawdza się dobrze, zobaczymy jak będzie latem. No i bieli, ale na to już chyba siły nie ma.
Kolejna grupa to pielęgnacja twarzy:
Tutaj w skrócie opiszę moją codzienną pielęgnację;) Do oczyszczania twarzy po całym dniu (przeważnie bez makijażu) używam greckiego mydełka mythos, natural scrub soap, olive + red grape seeds. Moja przygoda z mydełkami zaczęła się od mydeł Tuli, które jednak nie działały całkiem dobrze na moją suchą skórę. Korzystając z okazji, że brat wakacje spędzał w Grecji, poprosiłam go o mydełko z oliwą. Wybrał akurat te i trafił w setkę ! ( thanks Bro!) Mydełko ładnie pachnie, świetnie się pieni, oczyszcza, ale nie przesusza i ściąga, i jest generalnie genialne. Nie scrabuję nim twarzy, więc nie wiem czy w tej roli sprawdza się jakoś specjalnie. Następnie, aby ukoić i ztonizować skórę używam Red Rose Water firmy Dabur. I chyba już nie wrócę do drogeryjnych toników. Woda różana łagodzi zaczerwienienia na twarzy, dobrze tonizuje i uspokaja skórę, no i pachnie przyjemnie. Na dzień używam kremu z Eveline bioHialuron 4D, Cera naczynkowa. Krem jest delikatny, nie zapycha, nie obciąża skóry, szybko się wchłania, nie widać suchych skórek i z racji tego, że ma w składzie hialuron zatrzymuje jej nawilżenie. Jak dla mnie numer 1, absolutnie. Na noc, kiedy moja cera jest bardzo przesuszona nakładam olejek z Alterry, ale co ja będę opowiadać, przypuszczam, że każda z was o nim słyszała bądź miała z nim do czynienia. Jest to dla mnie świetna alternatywa dla kremów na noc. Jakoś nie jestem przekonana do stosowania napakowanych chemią kremów na noc, kiedy to cera ma się regenerować i chłonąć lepiej składniki. Przed ostatni w tej kategorii, stosowany w zależności od stanu skóry, średnio 2-3 razy w tygodniu Peeling drobnoziarnisty z Perfecty, Minerały morskie + krzemionka. Też już wcześniej o nim wspominałam, najlepszy dla mojej skóry. No i ostatnia rzecz to Maseczka Morska z Biochemii Urody. Na początku była przeze mnie trochę niedoceniania, ale kiedy moja skóra była maksymalnie przesuszona wtedy dopiero zrozumiałam jak dobra jest ta śmierdząca maska. Koi skórę, nawilża i oczyszcza. Jest po prostu rewelacyjna. 

I możemy przejść do kolorówki
Wkradła mi się tutaj jeszcze Odżywka Diamentowa Eveline, która powinna być na pierwszym zdjęciu. Stosuję ją jako bazę pod lakier, nigdy nie stosowałam jej zgodnie z zaleceniami, a i tak moje paznokcie nie miały się już dawno tak dobrze, jak po jej stosowaniu. Jest to jednak moja opinia i polecam zapoznać się z innymi opiniami, gdyż produkt ten wywołał trochę kontrowersji w blogosferze. W minionym roku zainteresowałam się minerałami i zdecydowałam się na podkład mineralny Lily Lolo w odcieniu Warm Peach. Możemy stopniowac sobie krycie, podkład nie wysusza, nie podkreśla suchych skórek i nie zapycha. Mam zamiar stosować go latem, bo jednak na okres zimowy moja skóra bardziej lubi się  z drogeryjnymi podkładami, w tym przypadku moim 'odkryciem' jest Maybeline Fit Me Foudation. Przede wszystkim nie zawiera parafiny, co dla mnie jest ogromnym plusem, nie obciąża i nie zatyka porów. Dobrze sie rozprowadza zarówno palcami jak i podróbą Beauty Blendera. Posiadam odcień 120, pewnie wybrałabym odcień 115, jednak nie mogłam go znaleźć. Trzyma się dobrze około 6-7 godzin, nie robi plam, nie ciemnieje. Jak dla mnie jak najbardziej ok. Po ponad roku wróciłam znowu do maskary Max Factor 2000 Calorie. Najlepszy tusz jakiego do tej pory używałam, co nie oznacza jednak, że nie będę próbowała inych;)
No i ostatnie zostały szminki. To jest moje odkrycie roku chyba największe. Zawsze w makijażu stawiałam na oczy, usta traktowałam po macoszemu, jednak to się zmieniło i teraz tylko zdrowy rozsądek powstrzymuje mnie przed kupieniem wszystkich dostępnych rodzajów szminek. Na zdjęciu widać czerwień, którą baaaardzo lubię i dobrze się w niej czuję O.M.G! ze Sleeka o wykończeniu sheen. Druga szminka była z kolei najczęściej używaną przeze mnie. Jest to Vipera w kolorze 71. Zrobiłam już post o szminkach, więc odsyłam kilka postów wstecz jeśli interesuje was moja kolekcja, która się ciut powiększyła od tamtego czasu;)

Kosmetycznie to byłoby na tyle. Mam nadzieję, że dotrwałyście do końca postu i jestem ciekawa waszych opinii na temat wymienionych kosmetyków;)

Enjoy!

czwartek, 29 listopada 2012

Nowości!

Mija już prawie tydzień odkąd wróciłam z naszego pięknego kraju. Oczywiście nie obyło się bez zakupów. Przyznaję, że kiedy miałam dostęp do naszych, polskich kosmetyków, to nie doceniałam ich dostatecznie co odbija się teraz, kiedy nie mogę wyskoczyć sobie do sklepu i wybrać tego czego bym chciała w danej chwili. Kobiecie nie dogodzisz;)
Dzisiaj powiem o dwóch produktach, które absolutnie polecam i które ratują moją skórę przed suchymi skórkami. A propos! Dzisiaj miałam sen, że skóra z mojej twarzy złazi płatami, z całym makijażem wręcz, a ja jestem w drodze na ważne spotkanie, pięknie ubrana i uczesana! Nie obudziłam się z krzykiem, bo zaschło mi w gardle, ale nie wyobrażacie sobie jak szybko chciałam się obudzić.:P 
Do sedna. W dzień wyjazdu moja skóra pokazała mi co potrafi, a co! Chcesz ładnie wyglądać, tak? Taa zapomnij, wyschnę sobie na wiór, a Ty się piękna martw! Jestem przekonana, że mój naskórek tak sobie tego dnia mówił. 
Po wyjściu z samolotu odrazu wskoczyłąm do Rossmana, bo nie zabrałam z sobą żadnego peelingu ani nic co pomogło by w tej sytuacji. Czasu było niewiele, więc czym prędzej do działu z saszetkami i mam! Perfecta Peeling drobnoziarnisty.
Wzięłam jedną na wypróbowanie.

Wcześniej miałam przyjemność, a może raczej nieprzyjemność używać peelingu enzymatycznego z tej firmy, który moim zdaniem nie robił kompletnie nic. Ten jest za to całkowitym przeciwieństwem: dobrze oczyszcza a przy tym jest delikatny, radzi sobie z suchymi skórkami już po pierwszym użyciu, skóra nie jest ściągnięta, a do tego pachnie świetnie! Wydajność też OK - około 4-5 zabiegów w moim przypadku. Chciałabym ten produkt w większym opakowaniu. Czy ktoś z DAX Cosmetics mnie SŁYSZY?! :D
Cena za sztukę to 1,79 w Rossmanie.

Kolejny produkt to krem do twarzy z Eveline, czego nie widać niestety na zdjęciu. Jest to nowość, cała seria bioHYALURON 4D, mój jest do cery naczynkowej, Nawilżająco-kojący na dzień i na noc, SPF 8. Z SPF tutaj szaleństwa nie ma, nie jest to również typowy krem ochronny na tę porę roku. Najważniejsze to to, że nawilża. No i jest praktyczny, bo i na noc i na dzień. Jest lekki, szybko się wchłania, podkład mineralny trzyma się na nim świetnie. Po chwili od całkowitego wchłonięcia można odczuć delikatne napięcie, które jest charakterystyczne przy stosowaniu żelu hialuronowego, ale znika ono tak szybko jak się pojawia;) Pachnie delikatnie i za to też plus (ciągle mam odruch marszczenia nosa, kiedy przypomnę sobie mdły zapach kremu Olay, o którym pisałam na samym początku prowadzenia bloga, bleh).
Niestety nie powiem wam dużo na temat składu, ponieważ opakowanie wyrzuciłam jeszcze będąc w domu. Jednak polecam gorąco przyjrzeć się tej serii. Cena to około 17-18 zł.

I jak tu nie tęsknić za naszymi produktami? Oczywiście mogę sobie kupić Clarins czy Chanel, wystarczy tylko iść do centrum handlowego. Tylko czy ja napewno chcę wydawać fortunę na 50 ml specyfiku, który i tak nie rozwiąże raz na zawsze problemu, a też nie wiadomo czy w ogóle coś zdziała skoro wiem, że mam również do wyboru dobre i tanie? No, chyba odpowiedź widać;)

Pokusiłam się też o dwie kolejne pomadki, ktoś ciekawy na co postawiłam tym razem?:)

Pozdrawiam ciepło!
Iv

EDIT: Zwracam honor firmie Perfecta - właśnie się dowiedziałam, że i owszem peelingi są produkowane  w większych (60ml) opakowaniach. Jest radość! :P ;)

wtorek, 7 lutego 2012

Nigdy nie jest za późno

Od kilku miesięcy nie ogarniam tego, co się dzieje z moją skórą.. Zawsze była sucha, były jakieś wypryski i krostki. Po tym jak zapchał mnie peeling enzymatyczny Lirene dopadły mnie także wągry. Jakoś to znosiłam i walczyłam. Ale teraz, no już momentami brak mi sił. Mam mocne postanowienie przestawić się na produkty naturalne i mineralne. I dzisiaj właśnie przyszła do mnie paczuszka z... LUCY MINERALS ;) Z tego miejsca dziękuję bardzo jeszcze raz Cammie (No to pieknie!) za poradę;)
Zamówiłam sobie jak narazie 3 próbki podkładów i dostałam gratis w postaci próbki cienia do powiek.

Wybrałam te trzy kolory. Zobaczymy jak będą wyglądać na skórze. Mają kremową konsystencję co bardzo mnie cieszy i moją skórę też powinno.
Te pudełeczka totalnie mnie urzekły:) sa takie maleńkie.

No i cień. Co prawda w różach nie gustuję, ale ten jest delikatny i ładnie rozświetla, więc znajdę dla niego zastosowanie.

Wszystko ładnie, pieknie się zapowiada. Problem pojawia się w kwestii aplikacji. Nie wiem na jaki pędzel do podkładu się zdecydować... Macie jakies typy, które mogłybyście polecić?

piątek, 9 grudnia 2011

Tonik tym razem bez ginu

Trzy miesiące temu zaczęłam używać toników do twarzy. Tak, to zdecydowanie ratuje moją suchą skórę. W dalekiej przeszłości miałam już do czynienia z tego typu kosmetykiem. Z racji jednak tego, że nie za bardzo wtedy wiedziałam z czym to się je, wybrałam jakiś z alkoholem, który tylko zaszkodził wtedy. I porzuciłam ten pomysł. A teraz znowu mnie natchnęło i prosze bardzo odkrycie roku. Zawsze wszystko dochodzi do mnie z opóźnieniem. no cóż.
Przy wyborze pierwszego kierowałam się tylko tym żeby był dla skóry wrążliwej, a że wszystko robiłam wtedy w biegu to chwyciłam najtańszy z możliwych i sru do kasy. I tak zapoznałam się z tonikiem firmy- uwaga,uwaga, bardziej wrażliwych proszę o natychmiastowe opuszczenie tej strony w celu uniknięcia poważnego uszczerbku na zdrowiu- TESCO.
Tak to wygląda. Trochę się bałam tego używać, ale cóż. Nie podrażnia, skóra nie jest wysuszona, czyli to o co mi chodziło. Ale! Że był to Mój Pierwszy to naturalnie po wyciśnięciu ostatniej kropelki trzeba było znaleźć coś innego. Standardowo padło na Garniera.
Ten zapach! Kocham po prostu! Ale z działaniem tak średnio. Tzn ja wiem, wiem, że on przeznaczony jest do skóry normalnej i przekombinowanej i pewnie na takiej się sprawdza. A moja potrzebuje WOOODYYY.
Więc z żalem pożegnałam się z tym zapacham i zakupiłam.... znowu TESCO. Myślę sobie, nie chce mi się stać i szukać, a ten sprawdzony i tani. Pewnie po skończeniu tej butelki i tak znowu czegoś innego mi się zachce, ale do tego czasu jeszcze około miesiąca.
A tak w ogóle moje skąpstwo wzięło się w tym czasie stąd, że założyłam się z M., że zaoszczędzę pewną sumę pieniędzy w określonym czasie. Jak narazie idzie ok. Najgorszy okres w roku - święta. Trzeba być jednak twardym nie miętkim i mam zamiar udowodnić i sobie i jemu, że jak chcę to potrafię, a co! ;)

Teraz się pochwalę kolejnymi wyskrobanymi kartkami. Urodzinowe tym razem.


Dzieci przyszły, więc uciekam. I jeszcze sterta prasowania. Anyway, miłego dnia!

sobota, 3 grudnia 2011

Podstawa!

Dobrze zrobiony makijaż, to jak wiadomo połowa sukcesu. Moją podstawą w tej kwestii jest przede wszystkim dobrze nawilżający krem i dobrze dobrany podkład. Ostatnio doszedł też korektor oraz puder. Częściej też używam "narzędzia" do nakładania podkładu niż - jak kiedyś - palucha. Po kolei jednak.
Bez kremu ani rusz! Od zawsze mama paćkała mnie kremem natłuszczającym, głównie w zimę żeby oszczędzić moje rozszerzone naczynka. I tak mi zostało. Zazwyczaj są to kremy nawilżające, odkąd doszła do mnie paczka jest to krem na naczynka ( trochę je zaniedbałam ostatnimi laty). Nie stosuję żadnych baz ani nic podobnego.
Następna kwestia to korektor- w okół oczu i na niespodzianki. Kiedyś raz miałam korektor z Lovely, ale nie dawał żadnego efektu więc porzuciłam tą praktykę. Teraz zaopatrzona jestem w korektor firmy Colletion 2000 ( odcień 2). Znawczynią nie jestem, a korektor mi odpowiada- zakrywa co ma zakrywać, nie roluje się i nie waży, do tego dobrze miesza się z podkładem, więc jest ok.












Aplikator jak w błyszczyku, wygodny w użyciu.











Czas na podkład. Czy ktoś już znalazł podkład idealny? A jeśli tak to czy może podzielić się cennymi uwagami w tej kwestii? 
Już od ponad roku używam podkładu Maybelline Pure Liquid Mineral. Wcześniej przez lata byłam wierna podkładowi rozjaśniającemu z AA, który naprawdę był w porządku, ale zachciało mi się czegoś lepszego. Ten wpadł w moje ręce za sprawą miłej pani ekspedientki - wizażystki, która pomogła mi dobrać kolor i podkład odpowiedni do mojej cery. Z efektu byłam bardzo zadowolona, to jest już moje trzecie opakowanie, ale...przejadł się. No i jest trochę za ciemny na zimę. Napewno jego zaletami jest to, że nie zapycha i nie wysusza skóry. Dozownik też jest dobrym rozwiązaniem, jednak nie zapewnia nam to zużycia podkładu do ostatniej kropli. No i nie wiem w jaki sposób, ale zatyczka jest wiecznie ufajdana podkładem.
Co do krycia, to mogę powiedzieć, że jest średnie. Nie tworzy efektu maski, więc to jest napewno plus.



Dla ciekawych skład. Podkład ma pojemność 30 ml, a jego cena to coś około 30 zł. Ważność od otwarcia 12 miesięcy.
















Mój kolor to 040 Fawn. 
















Tak jak pisałam wcześniej, podkład przeważnie nakładałam paluchem, przewijały się również gąbeczki lateksowe, a nawet pędzel ( przeznaczony niby do różu). Teraz używam podróby Beauty Blendera - różowego jajeczka firmy Cosmopolitan. 
Różni się trochę kształtem od oryginału. Gąbeczkę przed użyciem moczymy wodą (zwiększa swoją objętość jednak po umyciu  wyschnięciu wraca do swojego normalnego rozmiaru)  i dopiero wtedy aplikujemy podkład "skacząc" gąbeczką po naszej twarzy. Podkład dokładnie się rozprowadza, nie zrobimy sobie plam ani smug,  a całość wygląda bardzo naturalnie. Jedynym minusem jest czyszczenie gąbeczki- trzeba się namęczyc żeby doprowadzić ją do koloru sprzed zetknięciem z podkładem. Dla efektu jaki daje ta metoda aplikacji jednak, warto się chwilę pomęczyć. 
Cosmopolitan jest dostępny w drogeriach Superdrug, a koszt to £5. 
Polecam! 







I na zakończenie puder. Tego kosmetyku używam dopiero od niecałego roku. Wybór padł na MaxFactor Creme Puff. Produkt chyba wszystkim znany.
Posiadam odcień tak jak widać 05 Translucent. O wadach opakowania nie trzeba mówić. Sam natomiast puder spełnia swoje zadanie- trzyma się na twarzy około 6 godzin bez potrzeby poprawek. Omiatam nim trochę twarz, żeby lepiej trzymał się bronzer czy róż. Nie wysusza! 






Do tego omiatania używam pędzla For Your Beauty z Rossmana. Porażka! Twardy,  włosie zostaje nam na twarzy. Jedyny plus to zatyczka. 










I to by było na tyle. O różach i bronzerach nie wypowiadam sie narazie, bo jest to dla mnie nadał czarna magia i mimo prób nie uzyskuję odpowiednich efektów. podobno praktyka czyni mistrza... Zobaczymy;)









wtorek, 15 listopada 2011

Miracle Skin Perfector- cudów nie zdziała!

Jakiś czas temu ( może 2-3 miesiące temu?) w sklepach pojawił się nowy krem firmy Garnier. Tym razem jest to krem B.B. Widziałam reklamę tego produktu, ale nic nie mówił mi napis "I love B.B", który się tam przewijaj. Zaintrygowana tym produktem poszperałam w necie co to w ogóle za B.B formuła i od tego momentu oszalałam. Przy najbliższej okazji nabyłam krem (£8,90 w promocji, normalna cena to £9,90) droogoo, ale skoro ma być dobry to czemu nie. Jest dostepny w dwóch odcieniach: jaśniejszym i ciemniejszym, ja wybrałam jaśniejszy oczywiście.
Za 5 zadań do spełnienia:
- wyrównać koloryt skóry oraz nadać jej zdowego blasku
- zakryć niedoskonałości naszej cery
- wygładzić zmarszczki
- nawilżać 24h
- chronić naszą skórę przed promieniowaniem UV - SPF 15

Brzmi cudownie, czyż nie? Po pierwszej aplikacji byłam zauroczona, po każdej kolejnej jednak coraz mniej.
Po pierwsze nie zauważyłam wyrównania kolorytu oraz pokrycia niedoskonałości. Ja wiem doskonale, że to nie jest podkład, ale po co producent podaje takie efekty? Wygładzenie zmarszczek to też jakaś totalna pomyłka. Krem je podkreśla, a gdy nałożymy go za dużo to efekt jest naprawdę fatalny. Ma nawilżać skórę... nie zauważyłam. Za to mogę powiedzieć, że świetnie podkreśla suche skórki! Zatem napewno sucharki takie jak ja nie powinny go używać.
Zapakowany jest w kartonik. Z informacji na nim zawartych wiemy, że jest wyprodukowany w Niemczech i trwałość po otwarciu to 12 miesięcy. Pojemność: 50 ml.

Dość wygodna tubka, którą można postawić. Podoba mi się ten kolor;)

Teraz dopiero zauważyłam, że aż na 5 miejscu jest alkohol!

Taka ilość, czyli niewielka kropka wystarczy do pokrycia całej twarzy. Tak jak wspominałam wcześniej, nie opłaca się nakładać więcej, bo efekt jest tragiczny! Produkt jest dlatego też wydajny.

Jak widać jest dość ciemny. Jego plusem jest jednak to, że po około 5 minut po aplikacji stapia sie kolorem skóry.
Chciałam uchwycić ten piękny efekt glow jaki pozostawia B.B. Coś tam widać, ale nie do końca;)

Cóż, podsumowując powiem, że nie jestem zadowolona z tego kremu. Jedynymi plusami jest napewno wydajność, efekt glow i SPF, ale to naprawdę za mało jak na taki krem moim zdaniem. Ekspertem nie jestem, a to jest mój pierwszy krem B.B., ale nie polecam go napewno, a szkoda.
Zazwyczaj nakładałam go paluchem. Pędzel nie wchodzi w grę- zostawia smugi. Ostatnio wypróbowałam też różowe jajko Cosmopolitan ( podróbka Beauty Blendera), ale nie uzyskałam odpowiedniego efektu.
Używam go wtedy kiedy wiem, że nie mam żadnych ważniejszych spotkań i nie muszę na długo wychodzić z domu. Ale i tak stosuję go na krem nawilżający...

Miłego dnia wszystkim!

piątek, 30 września 2011

Jak to z Tobą jest?

Moja skóra jest co najmniej dziwna.. Raz wydaje mi się wrażliwa i sucha, innym razem jest nieznośnie tłusta i pryszczata. Pewnego dnia gdy moje odczucia co do twarzy były właśnie tak pomieszane postanowiłam kupić peeling enzymatyczny, żeby skórę oczyścić, ale nie zetrzeć jej zbyt mocno. W internecie wyszukałam peelingu Ziaji. No i przyznam, że zainteresowana jego rzekomym działaniem udałam się na poszukiwania owego peelingu. Nie było to łatwe- peeling znalazłam tylko w jednym miejscu w moim mieście. Zadowolona z zakupu pognałam czym prędzej testować. Ponieważ moja twarz w tamtym okresie była niemiłosiernie zabrudzona peeling nie wyszyścił jej dokładnie. W sumie to mogłam się tego spodziewać, w końcu jest do cery wrażliwej i suchej. Prodecent zapewnia nas o biostymulacji subtylizyny, pobudzaniu procesu odnowy naskórka, uelastycznieniu i lekkim rozjaśnieniu skóry, bioprotekcji subtylizyny i witaminy E oraz hydroregulacji subtylizyny i prowitaminy B5. Kosmetyk nie narusza naturalnych struktur lipidowych, nie powoduje podrażnień, intensywnie nawilża i zapobiega przesuszaniu skóry. 
Co do tych biostymulacji i innych nic nie mówiących mi nazw to nie mogę powiedzieć czy to prawda,bo nie zauważam. A poza tym nie używam tego systematycznie tylko czasami jak chcę coś lżejszego niż tradycyjny peeling ziarnisty. Ale mogę powiedzieć, że skóra po nim zachowuje się przyzwoicie. Jest faktycznie lepiej nawilżona, nie ma żadnych podrażnień i zostaje lekki, ale to naprawdę delikatny film na twarzy. Skóra jest miękka, ale czy rozjaśniona, tego nie mogę powiedzieć. Nie zauważyłam. Zapach delikatny, nie męczący. Peeling jest biały i lekki. Po nałożeniu na twarz prawie go nie widać. Myślę, że dla skóry suchej i wrażliwej się sprawdzi, a dla problemowej czy tłustej jest po prostu zbyt słaby. Opakowanie jak widać typowe jak dla produktów Ziaji. Pojemność 60 ml, ceny nie pamiętam dokładnie, ale coś koło 8-9 zł.

czwartek, 22 września 2011

Nawilż mnie!

Dzisiaj o nawilżaniu. Na tapecie krem OLAY active hydrating dla skóry normalnej i suchej ( na dzień). Jest to mój pierwszy produkt tej firmy w sumie gdyby nie mała przecena, która przykuła mój wzrok pewnie nie sięgnęłabym po ten krem. Wyrzuciłam kartonowe opakowanie, a w sumie tam były wszystkie istotne informacje, ale pozwolę sobie ściągnąć opis kremu ze strony Olay.
OLAYActive Hydrating Krem Nawilżający na Dzień dostarcza nawilżenia, które delikatnie chroni Twoją skórę podczas dnia.Skóra staje się delikatna i bardziej elastyczna, masz poczucie komfortu i świeżości. 
Działanie:Szybko nawilża
Unikalna formuła, opracowany przez OLAY aktywny kompleks nawilżający szybko nawilża Twoją skórę i odbudowuje jej hydro-równowagę.Efektywnie chroni skórę przed suchością i odwodnieniem.
Poprawia zdolność skóry do naturalnego utrzymywania wilgoci przez dłuższy czas, chroni przed wysuszaniem i sprawia, że skóra jest miękka i elastyczna przez cały dzień. Zapewnia ochronę UV.
Filtry UV (SPF 4) zapewniają efektywną ochronę przed promieniami ultrafioletowymi.


Kiedy kupowałam ten krem kierowałam się głównie jego składem (żadnej parafiny!) oraz opakowaniem- zależało mi na czymś małym, poręcznym i plastikowym. I takie właśnie jest opakowanie tego kremu. Dodatkowo plusem jest, że ma plastikowe wieczko w środku, a nie jak w większości kremów, które używałam sreberko, które jest niepraktyczne i zawsze mnie drażniło. No taki sobie szczegół i kaprys;) Krem ma kolor lekko różowawy (taki jak zakrętka) i teraz najgorsza część całego opisu. ZAPACH. Chemiczny, ciężki i strasznie drażni mój nos oraz głowę. Ale pewnie nie wszyscy mają takie problemy z zapachami jak ja;) Krem ma lekką konsystencję, szybko się wchłania i nie zapycha. Działa całkiem przyzwoicie (nakładam go z zatkanym nosem), skóra jest nawilżona i miękka. Jest dobry jako baza pod podkład. Zazwyczaj nakładam cienką warstwę kremu, a na to podkład, ale czasem są takie dni, kiedy wiem, że będę siedzieć w domu i nikt nie zobaczy mojej mordki, więc odpuszczam sobie makijaż i nakładam grubą warstwę jakiegoś specyfiku nawilżającego. I tutaj krem się nie sprawdza - przy większej ilości zaczyna się rolować na twarzy. Jednak nie zaznaczam tego jako minus,. bo przecież nie ma to myć maseczka a krem:) A jedynie podaje wynik mojego doświadczenia. 
Nie wiem jednak czy kupię go następnym razem- zapach jak dla mnie jest zdecydowanie zbyt wielkim argumentem przemawiającym za "nie". 
 Tym razem bez składu, bo tak jak wspomniałam wcześniej znajdował się na opakowaniu, które już dawno wylądowało w koszu.
Ktoś używał i ma odmienne zdanie? A może dopiero zamierzacie go wypróbować?

Swoją drogą to od wczoraj mam tak totalnego lenia, że sama siebie nie poznaję. Na pomoc żeby ruszyć tyłek jak zwykle Modjo ze swoją "Lady". Może stare, obciachowe i niemodne, ale jak to słyszę to nie mogę się "nie ruszać" :D

poniedziałek, 19 września 2011

AA Płyn Micelarny

Na tapecie dzisiaj Micelarny płyn do demakijażu oczu i twarzy firmy AA do skóry wrażliwej i skłonnej do alergii, czyli jak większość( jak nie wszystkie) kosmetyków tej firmy. Płynu używam już bardzo długo. Z racji tego, że moja skóra jest wrażliwa, naczynkowa i mieszana ze skłonnością do przesuszeń , jeszcze rok temu używałam kosmetyków tylko i wyłącznie wyżej wymienionej firmy. Raz też skusiłam się właśnie na ten płyn micelarny i tak mi z nim dobrze, że zagościł u mnie na dłużej. Do rzeczy. Na zdjęciach możecie zobaczyć jak wygląda opakowanie i co obiecuje producent oraz jaki jest skład.
Zacznę od opakowania. Zwykłe proste, wygodne, nie sprawdza się jednak jeśli chodzi o transport, bo kosmetyk się rozlewa. Zapach jest przyjemny i delikatny. Płyn nakładam na wacik i zmywam twarz. Ostatnio zmywam nim tylko oczy. Jest bardzo delikatny, nie podrażnia ( oczy też mam wrażliwe a do tego noszę soczewki i żadnych problemów nie odnotowałam). I faktycznie poprawia nawilżenie skóry. Dobrze zmywa makijaż, nie rozmazując go niepotrzebnie. Obietnice producenta są w 100% spełnione;)
Raz jeden nawet zrobiłam sobie od niego przerwę i kupiłam inny płyn micelarny (chyba z Eveline, aczkolwiek dokładnie nie pamiętam) w sumie tylko dlatego, że był w przecenie. Płyn się jednak nie sprawdził i szybciutko wróciłam do mojego AA. A! No i jest wydajny, wystarczy naprawdę niewiele nalac na wacik, żeby oczyścić twarz.

 Polecam gorąco! Cena niewielka, bo około 12 zł, a w przecenie około 10 zł.
Płynu w butelce jest już kilka kropel i ubolewam nad tym, bo nie kupię go w najbliższym czasie. Ale chyba wypróbuję micela z Bourjois - czytałam, że dobry hm..

wtorek, 30 sierpnia 2011

żel Garnier Czysta Skóra + peeling St.Ives = 0 czarnych główek!

Jakiś czas temu (mniej więcej pół roku temu) zaczęłam zmagać się z problemem małych, wrednych wągrów.
Szczerze mówiąc wcześniej nie miałam z tym problemów - na nosie czy brodzie czasami coś się pojawiło, ale kiedy policzki pokryły się czarnymi główkami, to już się trochę przeraziłam. Próbowałam znaleźć przyczynę pojawienia się wroga. Z racji tego, że problem pojawił się po zmianie kosmetyków (nawiasem mówiąc na kosmetyki Lirene - krem i peeling enzymatyczny, na które już dłuższy czas miałam ochotę) sprawdziłam ich skład - nigdy wcześniej tego nie robiłam, a to jak widać błąd. No i czego się doszukałam? Na jednej z pierwszych pozycji znajdowało się PARAFFINUM LIQUIDUM! Nasłuchałam się o tym składniku swego czasu w programie S.O.S Uroda (TVN Style) i tez dlatego całą winę zrzuciłam na ten właśnie składnik. Parafina tworzy na naszej skórze beztlenowe warunki, w których to swobodnie rozwijają się bakterie i inne takie. Dla bardziej zaciekawionych co w kremach i innych kosmetykach piszczy odsyłam tutaj - znajdziecie tam naprawdę ciekawe informacje. No i w ten oto sposób skutecznie zapchałam sobie pory.
A teraz do rzeczy, czyli jak sobie z tym poradziłam. Byłam bardzo zdeterminowana żeby się tego dziadostwa pozbyć i umówiłam się na wizytę u znajomej kosmetyczki na tzw. oczyszczanie manualne twarzy. Brzmi lepiej niż wygląda - jest to po prostu wyciskanie z twarzy wszystkich niechcianych "główek" po uprzednim otworzeniu porów ( rozpulchnieniu twarzy za pomocą pary). Po tej części moja twarz przeszła jeszcze peeling kawitacyjny, który szczerze uwielbiam. Przy mojej wrażliwej i naczyniowej skórze był to naprawdę wyczyn (kosmetyczka zastosowała wszystko tak, aby jej dodatkowo nie uszkodzić) co było zresztą widać przez kolejne 2 dni. Kiedy zaczerwienienia zeszły i mogłam w miarę obiektywnie ocenić rezultaty byłam lekko rozczarowana. Spodziewałam się efektu nieskazitelnie czystej skóry, a zastałam ją w tylko trochę lepszej formie. Zapomniałam dodać, że kosmetyki Lirene od razu poszły w odstawkę (dostały się mamie do wypróbowania). No i tak stosowałam różne żele oczyszczające i peelingi i nic nie pomogło. Aż niedawno przypomniałam sobie o tytułowym żelu do mycia Garnier Czysta Skóra, który stosowałam przez dłuższy czas jakiś może rok temu na zmianę z żelem Garnier 3w1. Dodatkowo skusiłam się na peeling St. Ives morelowy do skóry wrażliwej, o którym tyle to dobrego słyszałam. Uwierzcie, ze po około 10 dniach czyszczenia się tymi kosmetykami mój problem zniknął! Codziennie wieczorem wykonywałam te same czynności:
1) oczyszczałam twarz z makijażu wodą micelarną AA
2) myłam delikatnie masując skórę żelem                                              
3) następnie peeling
4) przemywałam skórę tonikiem (czego nigdy wcześniej nie stosowałam i to tez był błąd)
Rano myłam twarz żelem i przecierałam tonikiem, bo skóra jest jednak trochę napięta.
Dodam, że skórę mam naczyniową (niestety) i mieszaną z wielką tendencją do przesuszania.

Wyżej bohaterowie tego wpisu (w wersji angielskiej z racji tego, że aktualnie przebywam w przepięknej Anglii - opakowania jednak nie różnią się zbytnio od polskiej wersji).
Taki jest mój skromny sposób na walkę z czarnymi główkami. Polecam wypróbować jeśli ktoś zmaga się z takim problemem- a nóż zadziała i u was! :)